czwartek, 1 stycznia 2015

Rozdział 69.

*

Po wykładzie Zuzę zatrzymał profesor Zakrzewski. Ten sam, którego spotkała na cmentarzu.


Nigdy go nie lubiła, a może bardziej się bała. Jego zaangażowanie w swoją pracę było bardzo duże, ale był tak samo wymagający. Po uczelni zawsze krążyły różne plotki o jego życiu prywatnym, ale Zuza zupełnie się tym nie interesowała.

Wracając do dzisiejszego dnia to Zakrzewski poprosił ją o spotkanie. Wyjaśnił tylko, że chodzi o wystawę, którą co roku organizuje w swojej galerii.
No tak, pamiętała o tym. Tylko to, zazwyczaj, dotyczyło studentów od trzeciego roku w górę. Ona była na drugim.

Niepewnie weszła do kawiarni w której się umówili. Odszukała go wzrokiem, od razu ją zauważył. Nie potrafiła wyjaśnić dlaczego, ale bała się spotkania z nim. 
Zaproponował żeby mówili sobie po imieniu, w zasadzie wcale nie uważała, że tak będzie łatwiej, jak to on stwierdził.
Pół godziny później nie mogła też powiedzieć, że spojrzała na niego inaczej, może jedynie stresowała się trochę mniej. 

-Co roku wybieramy kilka osób, teraz brakuje nam jednej. Pomyślałem o tobie.
-O ile dobrze wiem to o wyborze tych osób decyduje konkurs, prawda?
-Owszem, tak właśnie było. W tym roku postanowiliśmy to zmienić. - Spojrzał w jej oczy i w tej chwili pierwszy raz zauważyła, że są błękitne - dokładnie takiego koloru jak jej. - Tak, więc... Po prostu uważam, że powinnaś spróbować.
-Nie jestem pewna, czy sobie z tym poradzę. A moje prace... 
-Są lepsze niż większości trzeciego, czy czwartego roku. I o tym nie będę z tobą dyskutować, to moja opinia i wiem, że sobie poradzisz. 
-Przemyślę to.
-Zuza, nie zmarnuj tej szansy. - Położył rękę na jej dłoni, delikatnie ją ściskając. Mimo tego, że na jego twarzy pojawił się przyjazny uśmiech to Zuza poczuła się bardzo nieswojo.



Cieszyła się będąc już w windzie. Sama nie wiedziała, co o tym myśleć. Wiedziała, że to duża szansa, ale czy na pewno tego chciała? 

Rozmyślając o całej tej sytuacji otworzyła drzwi i weszła do mieszkania. Odłożyła torebkę na komodę i oparła się o nią dłońmi przymykając oczy. 

-Hej, skarbie. - Usłyszała głos obok siebie.
-Jezu! Ale mnie wystraszyłeś. - Zaśmiała się uświadamiając sobie, że to tylko Kamil. - Myślałam, że cię nie ma.
-Wróciłem wcześniej. - Objął ją i cmoknął w czoło. - Jak ci minął dzień?
-Dziwnie. Bardzo dziwnie.
-Coś się stało?
-Właściwie nic takiego. Oprócz tego, że rozmawiałam z Zakrzewskim, a właściwie z Wiktorem. Pff, dziwne. Pamiętasz o tej wystawie o której opowiadałam? - Spytała opierając głowę na jego ramieniu.
-Tak.
-Powiedział, że brakuje im jedna osoba i uważa, że to powinnam być ja.
-Wow! Serio? 
-Tak...
-Nie cieszysz się?
-A powinnam?
-Pewnie, że tak.
-Nie wiem, Kamil. - Odsunęła się, aby zdjąć buty. - Jeszcze nie podjęłam decyzji.
-Ale Zuzia, tu nie ma się nad czym zastanawiać.
-To nie jest takie oczywiste. 
-Jest. Po prostu się zgodzisz.
-Ale to on to organizuje.
-To chyba dobrze?
-Nie mam pojęcia. Jest jakiś... To śmieszne, ale ma w sobie coś dziwnego.
-Co takiego?
-Nie wiem, ale w jego towarzystwie czuję się dziwnie... Tak jakbym z jednej strony go znała, a z drugiej bała.
-Na pewno ci się wydaje. 
-Oby tak było.



Ostatnio kilka razy Zuza zajmowała się Zosią. Nie przeszkadzało jej to.
Tomek i Monika mieli jakieś kłopoty - wow, ale nowość, prawda? Żadna. 
Zuza nawet nie próbowała dowiedzieć się o co chodzi, bo wiedziała, że nic to nie da.

Dzisiejszy poranek zaczął się podobnie.
Telefon od Tomka.

-Słucham? - Spytała zaspanym głosem siadając na łóżku.
-Cześć. Obudziłem cię?
-Nie... To znaczy tak. 
-Przepraszam, nie chcia...
-Ok, nieważne. Coś się stało?
-Mogę mieć do ciebie prośbę?
-Ale kończę dopiero po 15.
-Zuza, serio możesz?
-Pewnie, nie ma problemu.
-Dzięki wielkie, podrzucę ją do ciebie, ok?
-Jasne. Pa. - Odłożyła telefon i położyła się na łóżku.
-Kto dzwonił?
-Tomek...
-Zosia?
-Yhym...
-O której?
-Po zajęciach.
-Aha. 


I tak się właśnie stało. Po zajęciach Zuza wróciła do domu i niedługo później pojawił się Tomek.

-Zuza, bardzo ci dziękuję. Nie wiem, co bym bez ciebie zrobił. 
-Nie ma problemu, w końcu będę jej mamą chrzestną, no nie?
-Ale masz swoje sprawy.
-Tomek...
-No dobra. W torbie masz...
-Tomek, wszystko wiem.
-Będę koło 20, może być?
-Jak tobie pasuje.
-Lecę. Dzięki! - Po chwili zniknął za drzwiami, a Zuza podeszła do wózka stojącego w korytarzu i spojrzała na niemowlę znajdujące się w nim.
-To, co, Zosiu? Najpierw zjemy, a później pójdziemy na spacer? Eh, szkoda, że mi nie odpowiesz. - Zaśmiała się Zuza wyjmując dziewczynkę z wózka. - Może doradziłabyś mi co mam zrobić.  - Zabrała ze sobą torbę z rzeczami małej i ruszyła do pokoju dziennego.

Przez cały dzień zastanawiała się jaką decyzję podjąć. Zakrzewski dzisiaj jej o tym przypomniał, a ona nie miała pojęcia co odpowiedzieć. Ostatecznie zgodził się poczekać do jutra.


Zuza najpierw zdjęła małej cieplejsze ciuszki, a później przygotowała mleko i nakarmiła ją. Następnie znowu ją ubrała i wyszły na spacer. I tu mogła powiedzieć, że zajęło jej to zdecydowanie więcej czasu niż planowała, ale do tego przy zajmowaniu się niemowlakiem już przywykła.



Wybrały się na spacer do pobliskiego parku, zazwyczaj właśnie tu spacerowały.
Mimo tego, że był to początek listopada to było całkiem ciepło. Zosia zasnęła, a Zuza nauczona doświadczeniem zabrała ze sobą książkę. Jednak nie dane było jej długo czytać, ponieważ ktoś zasłonił jej oczy dłońmi. Wystraszyła się, ale gdy osoba się pochyliła i mogła poczuć jej perfumy już wiedziała kto to.

-Kamil, chcesz żebym zeszła na zawał? - Zaśmiała się.
-Nigdy w życiu. - Cmoknął ją w policzek i obszedł ławkę. - Zosia śpi?
-Na szczęście tak. Zakrzewski pytał mnie czy podjęłam już decyzję. - Powiedziała spoglądając na niego, kiedy usiadł na ławce obok niej.
-Powiedziałaś, że nie.
-Za dobrze mnie znasz.
-Nie chcę cię namawiać, ale...
-Wiem, wiem. Przemyślę to. Idziemy do domu?
-Możemy. O, ktoś tu się budzi. - Zaśmiał się zaglądając do wózka i głaszcząc małą po policzku.
-Oho, to czas najwyższy. - Włożyła książkę do torby przy wózku i wstała z ławki.
-Teraz moja kolej. - Uniosła brew nie wiedząc o co chodzi.  - Ty już dzisiaj prowadziłaś. - Wytłumaczył poważnie i ruszył przed siebie prowadząc wózek. Zuza zaśmiała się. - Zuzia, idziesz? 
-Idę, idę.



Wrócili do domu akurat, kiedy dochodziła godzina karmienia małej. Kamil trzymał małą siedząc na sofie. W tym czasie Zuza przygotowała mleko dla niej i usiadła obok nich opierając głowę na jego ramieniu.

-Po Tomku chyba nie jest taka spokojna, co? - Zastanawiał się patrząc na niemowlaka.
-Chyba nie, ale po Monice to raczej na pewno nie.
-To może po cioci Zuzi? - Zaśmiał się.
-Bardzo śmieszne.



>>>>>>>>>>>>>>>>



69.! :)
Jak pisałam na asku - jest dziś :)
Dzięki za komentarze i wizyty :)

W tajemnicy dziś Wam zdradzę, że pojawi się jeszcze 11 rozdziałów(ok, 10 + epilog ;)).  

W razie pytań - ASK

Do napisania! :))

12 komentarzy:

  1. 11 rozdziałów - hmm niby sporo, ale kurczę ciężko będzie przestać czytać twoje opowiadanie i czekać na kolejne rozdziały. Ono tak strasznie wciąga, że mogłabym czytać wieczność, serio :D Ale na razie jeszcze trochę czytania przed nami, więc nie martwmy się :D
    No a rozdział tradycyjnie cudowny <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :)
      Ale w końcu nie byłoby o czym pisać :D

      Usuń
  2. Świetny. Jednak wolę jak Opisujesz sytuacje bez Zosi. A może ten profesor to jej ojciec?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki.
      Mała Zosia to jednak część opowiadania, niewielka, ale ważna :)

      Usuń
  3. Tylko 11? Smuteczek :( Odcinek (odcinki) jak zwykle super! Cale szczescie wesele sie udalo uff ;D i Zosia teraz w centrum uwagi wszystkich <3 K.

    OdpowiedzUsuń
  4. Kochani. ♥ Kiedy kolejny?

    OdpowiedzUsuń
  5. Kamil i wózek *.*
    Ciekawe połączenie :P
    Rozdział bardzo fajny :>
    A co do profesora?
    Mam przeczucie (tylko czy dobre?),że ma On wobec Zuzy podłe zamiary :-)
    Byleby tylko to nie odbiło sie na związku Zuzy i Kamila :>
    Czekam z niecierpliwością na kolejny :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakieś tam zamiary ma ;)
      Ale co to będzie to się okaże niebawem :)))

      Usuń