środa, 25 lutego 2015

Epilog



*

"Będzie mi brakowało tego, że Ciebie kocham.
Będzie mi brakowało samotnych oczekiwań na Twoje przyjście. 
Będzie mi brakowało radości naszych spotkań i bólu naszych rozstań. 
A po pewnym czasie będzie mi brakowało tego, że już nie brakuje mi Ciebie."



Skłamałaby mówiąc, że ostatni rok był dla niej łatwy.

Nie był.
Był trudny.
Nawet bardzo.

Bo jakie znaczenie miało to, że nareszcie ułożyły się relacje w jej rodzinie?
Zaprzyjaźniła się też z Wiktorem.
Miała za sobą kolejny rok studiów.
Pracowała w galerii.
Tomek zaczął układać sobie życie.
Iga też nie pakowała się w kłopoty.
Zośka i Mateusz byli coraz starsi, a reszta...

Tylko jakie to miało znaczenie, kiedy przez większość czasu nie mogła zapomnieć o Kamilu?
Było jej źle.
Ciężko.

Na początku żałowała.
Chciała cofnąć czas.
Ale przecież to było niemożliwe.

Był taki dzień, kiedy zrozumiała, że to nie ma sensu.
Że musi zacząć żyć tym, co ma teraz. Nie wspomnieniami.

Ale co z tego, że to zrozumiała, kiedy nie mogła tego zrobić?

Nie mogła zrozumieć, co takiego było między nimi, że nie potrafiła wyrzucić tego ze swojej głowy.

Każdy miesiąc. Każdy tydzień. Każdy dzień.
Każdy poranek. Każdy wieczór.
Zawsze był w jej głowie.

Nie chciała tego, ale nie potrafiła z tym walczyć.
To było coś silniejszego.
Jakaś magiczna siła, która nie pozwalała jej wyrzucić z głowy wspomnień.
Nie pozwalała jej zacząć od nowa, a przecież właśnie tego bardzo chciała.

Teraz, kiedy mieszkała sama miała czas żeby to wszystko przemyśleć.
Dużo czasu.

Ale wiedząc, że nie może być z nim wcale nie miała zamiaru być z kimś innym.

Jeśli nie mogła mieć tego, co dawało jej szczęście wolała nie mieć nic.


Bo chodzi tylko o to by wiedzieć, że jesteś, gdy innych brak, a Ciebie nie ma. 
Uporczywie nie ma.


W jej życiu pojawił się ktoś. Nie odważyła się nazwać go w żaden sposób.
Nawet przez myśl jej nie przeszło to, że może go kocha.

Nie chciała kolejny raz żeby wszystko działo się tak szybko, jak w poprzednim związku.

Bo może to właśnie był ich błąd?

Z drugiej strony często miała wrażenie, że jest to ktoś, kto ma tylko pomóc jej zapomnieć.
A to przecież niemożliwe.

Nie miało to już teraz większego znaczenia, jednak właśnie dziś mieli się spotkać.

Tak po prostu, jak przyjaciele.
Żeby porozmawiać.

Miała go zobaczyć pierwszy raz od  roku.
Musiała przyznać, że do tej pory unikała każdego spotkania z nim.
Teraz zmieniła zdanie.

Jednak tylko po to żeby definitywnie zamknąć za sobą ten rozdział.
Tak sądziła.
Tak planowała.



"Pomimo rozstania każde z nich chociaż raz zawisło na wieszaku wspólnych wspomnień."


-Tęskniłem za tym. - Powiedział łapiąc jej dłoń
-Za czym? - Spojrzała na ich złączone ręce.
-Za tym żebyś była obok.
-Obok ciebie nadal jest miejsce? - Spytała.


Nie odpowiedział.
Spojrzał w jej oczy, jak kiedyś.

Przytulił ją.

To była odpowiedź na którą czekała.



>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>



Epilog.

Kurczę. Najtrudniej pożegnać się z WAMI :(
Ale wszystko ma początek i koniec.

Na początku chciałabym podziękować KAŻDEJ osobie, która choć raz weszła na bloga, przeczytała rozdział, skomentowała go, ale też tym osobom, które pisały na ask'u i tym, które podsyłały mail'e.
OGROMNIE WAM DZIĘKUJĘ!!! :*
Gdyby nie Wy i Wasze zainteresowanie historią Zuzy, zapewne porzuciłabym tego bloga gdzieś w połowie ;) A tu taaakaaa niespodzianka - mamy koniec! ;)

Ten blog jest/był absolutnie WYJĄTKOWY, bo Wasza uwaga była w całości skupiona na opowiadaniu. 
I może właśnie dlatego w  tym miłym gronie uniknęliśmy mojego płaczu o tym, że ktoś chce za dużo wiedzieć o moim życiu? ;) 
Ale nie bierzcie tego do siebie! To raczej takie małe wtrącenie dotyczące niektórych autorek, które w zwyczaju mają nadmierne udawanie, że chronią swoją prywatność, a tak naprawdę chętnie podałyby nawet rozmiar buta. 
I skoro to już koniec to musiałam o tym wspomnieć, bo może zdarzy się jednak tak, że to do nich(do niej) dotrze, więc musiałam. Ups! ;)))


ALE!!! 
Co najważniejsze to jestem ogromnie ciekawa, co myślicie o takim zakończeniu?
Ja jestem zadowolona, skończyło się tak, jak powinno. 
Właściwie to taka opcja, kiedy możecie dokończyć opowiadanie, jak chcecie, bo koniec można zrozumieć tak, jak to WAM bardziej odpowiada :))

Jejku, ale się rozpisałam, ale wybaczcie - w końcu to ostatni wpis tutaj :))


ASK - bo na blogu już zapewne się nie pojawię, ale ask'a jeszcze nie opuszczam ;)


I nie wiem, jak się z Wami pożegnać. Bo przecież zawsze pisałam "do napisania", a teraz...
Ale wiecie, co? To chyba dobrze pożegnanie, bo przecież nie wiadomo, gdzie to jeszcze spotkamy się w internecie albo nie tylko, więc....


JESZCZE RAZ BARDZO WAM DZIĘKUJĘ!!! :***

I... Do napisania! :***

niedziela, 22 lutego 2015

Rozdział 77.


*

Tamten dzień był dla niej wyjątkowo trudny. 
Teraz, z perspektywy czasu podchodziła do wszystkiego inaczej. 
Zdecydowanie spokojniej. 

Mimo tego, że jeden pechowy dzień nagromadził tyle przykrych wspomnień, to tak naprawdę to one pozwoliły jej zrozumieć, że coś się kończy i już nic z tym nie zrobi.

Siedząc w szpitalu i czekając na jakąkolwiek wiadomość kolejny raz zadzwoniła do Kamila. 
Ponownie nie odebrał.

Wcześniej dzwoniła do Tomka. Nie chciała go martwić, ale nie wiedziała co zrobić. Musiała komuś o tym powiedzieć.

Zastanawiała się jakim cudem znalazła się w szpitalu. Trzęsła się z nerwów, jednak kiedy zaproponowano jej coś na uspokojenie - odmówiła. Znała siebie i wiedziała, że po prostu potrzebuje chwili spokoju. Nic innego jej nie pomoże.

Kolejny raz wybrała numer Kamila. Nagrała wiadomość, kiedy skończyła usłyszała kroki. 
Podniosła głowę i nie mogła ukryć zdziwienia.

Jej tata.
W jej stronę szedł jej tata.
Miała ochotę uszczypnąć się żeby sprawdzić, czy to przypadkiem nie jest sen.

-Zuzia. - Stojąc przed nim nie mogła wydusić z siebie słowa. Nie pytając o nic przytulił ją.

I gdyby kilka godzin wcześniej ktoś powiedział jej, że wśród tego wszystkiego złego, co się wydarzyło zdarzy się choć jedna pozytywna rzecz - nie uwierzyłaby.



Niecałe dwie godziny później wyszedł lekarz. Zapytał o kogoś z rodziny, z trudnością przyszło jej powiedzenie, że jest córką.
I rozmawiając z lekarzem zobaczyła kogoś kogo się nie spodziewała.

Kamil. 
Kilka godzin po ostatniej nagranej wiadomości.

Nie czuła nawet potrzeby informowania go o tym wszystkim. Przecież to on zawalił. To on wyszedł obrażony. To on nie odbierał telefonu. Nagle pojawił się i oczekiwał, że będzie mu wdzięczna.

Zabrała swoje rzeczy i wyminęła go. Owszem, wrócili razem do domu, ale niewiele rozmawiali.

I to właściwie później też się nie zmieniło. I mogła tylko podejrzewać, że już się nie zmieni.
Może dlatego, że tak miało być, a może dlatego, że oni sami nie chcieli nic z tym zrobić.


Od tamtego dnia dużo się zmieniło.

Mimo wielu problemów czuła, że coś w jej życiu zaczyna wracać do normy. 
A już na pewno czuła to, kiedy spędziła niedzielę w rodzinnym gronie, na obiedzie u dziadków.

Odkąd skończyła pracę w klubie Tomka miała więcej czasu, co prawda teraz pracowała w galerii Wiktora, ale było to zdecydowanie odpowiedniejsze zajęcie i miała czas wolny w weekendy.

Nie zdziwiła się, kiedy wróciła do pustego mieszkania, choć trochę żałowała, że nie została dłużej w rodzinnym domu. Zdziwiła się za to, kiedy rano jej chłopaka nadal nie było w domu.

Najpierw zajęcia, później praca i wracając wieczorem do domu miała nadzieję, że zastanie go w domu.

Zastała. Ale sądziła, że będzie sam.

Wchodząc zauważyła tylko leżące na komodzie kluczyki od jego auta. 
Jak zazwyczaj z głośników słychać było muzykę. 
Odłożyła torebkę, zdjęła marynarkę i kiedy stanęła w progu salonu zdziwiła się.
Choć to delikatne słowo.

Jej chłopak siedział na sofie. Nie sam. W towarzystwie ładnej blondynki, która widząc Zuzę była wyraźnie zaskoczona.
A do tego był tak zajęty rozmową, że nawet nie usłyszał, że stoi za jego plecami.

-Cześć, Kamil. - Miał na sobie białą bokserkę przez co dokładnie widziała, jak napinają się jego mięśnie, a on sam zastyga w bezruchu.

Wcale jej to nie zdziwiło.

Kolejny raz nie chciała z nim rozmawiać, więc postanowiła spędzić te jedną noc u Tomka. Przyszedł, kiedy pakowała potrzebne rzeczy w garderobie.

-To tylko koleżanka.
-O nic cię nie pytam.
-Dlaczego nie chcesz porozmawiać?
-Nie mamy o czym. To twoja koleżanka, świetnie.
-Gdzie idziesz? - Spojrzał na małą torbę.
-Do Tomka.
-Zostań. - Oparł się o framugę drzwi.
-Rano i tak mam zająć się Zosią.
-Mam uwierzyć, że to dlatego?
-Jak wolisz.
-Nie ufasz mi?
-Głupie pytanie.
-Jutro mam wolny wieczór może...
-Ja mam zajęty. - Przerwała mu. Zdziwił się. - Wiktor wychodzi ze szpitala.
-No tak! A ty jak zwykle stawiasz go przede mną! Zobaczysz, że w końcu znudzi mu się udawanie tatusia, on taki jest.
-Wiesz, co...? - Zapięła torbę. - Pomyśl najpierw kto ostatnio ciągle mnie zawodzi, a później osądzaj. - Minęła go i chwyciła marynarkę i torebkę w przedpokoju. Wyszedł za nią. - A. I jeszcze jedno. Nikt nie udaje mojego tatusia, bo nie wiem, czy pamiętasz, ale mam już własnego. Cześć.

Wyszła nawet nie pozwalając mu nic na to odpowiedzieć. Nie chciała wdawać się w dyskusję, ale drażniło ją to, jak wspominał o tym, że Wiktor to jej ojciec.
Nie myślała o tym. Przez te kilka tygodni, kiedy trwało jego leczenie zaczęła go traktować bardziej, jak znajomego, kogoś z kim mogła porozmawiać, może nawet przyjaciela. Nic więcej. To Kamil ciągle wracał do początku, głównie w czasie kłótni.



Kilka tygodni później, gdzieś między cieszeniem się zdaną sesją, pracą, a kłótniami chciała odpocząć.

Kamil, mimo kilku wolnych dni, stwierdził, że nie znajdzie czasu na wyjście do klubu. Nie zmartwiła się zbytnio, bo doszła do wniosku, że dobrze, jeśli od siebie odpoczną.

Zadowolona weszła do klubu z paczką znajomych i bawiła się naprawdę świetnie, ale wszystko nagle zniknęło.

Czuła jakby świat wokół przestał istnieć. Jakby wokół nie było zupełnie nic. 
Widziała tylko swojego chłopaka. 
Nie samego. 
Kolejny raz był w towarzystwie blondynki, którą widziała w mieszkaniu.
Oczywiście, nie mogła powiedzieć, ze taniec to jakikolwiek dowód na zdradę.

W tej chwili najważniejsze, jednak, było to, że ją okłamał. 
Jak mógł powiedzieć jej, że ma dużo pracy w studio, kiedy spędza czas z inną kobietą?
Nie mogła tego pojąć.
Nie mogła i nie chciała tego widzieć.

Wybiegła z klubu i chwilę później złapała taksówkę. 
Jadąc do mieszkania Kamila nie mogła pozbierać myśli. 
Nie wiedziała co robić.

Bała się. Bała się wszystkiego, co teraz mogło nadejść.
Z jednej strony chciała w końcu postawić tę sprawę jasno, ale strach skutecznie to utrudniał.

Postanowiła. Musi się wyprowadzić. 
Nie miała pojęcia dokąd, ale wiedziała, że dalsze wspólne mieszkanie nie ma żadnego sensu.

Przez całą noc nie mogła zasnąć, w końcu wstała i postanowiła się spakować.

Nie czuła, że musi o tym mówić Kamilowi, przecież go tu nie było. Nie wrócił jeszcze do domu.

Dwie walizki i karton. Niewiele.
Większa z walizek i karton były już w aucie, wtedy też usłyszała, że wraca Kamil. 
Nie zwróciła na to większej uwagi, choć podejrzewała, że nie będzie łatwo.

-Hej! Jestem! - Zaśmiała się w duchu słysząc te słowa, "jestem", kiedy bywa się rzadko to zupełna nowość. - Zuza, gdzie jesteś?
-W sypialni.  - Odpowiedziała mu.
-Tak sobie pomyślałem, że może byśmy... - Widząc co się dzieje zrobił pauzę. - Co robisz?
-Wyprowadzam się. Gdzie byłeś?
-W studio. Mówiłem. Ale jak to się wyprowadzasz? Zuza, o co chodzi?
-Spędziłam wczoraj fajny wieczór, co prawda ktoś mi go zepsuł, ale..
-Zuza, odpowiedz! - Podniósł głos.
-Byłam wczoraj w naszym ulubionym klubie. Cieszę się, że dobrze się bawiłeś.
-Ale... Zuza... To...
-Nie tak. Wiem, wiem, kochanie. To tylko koleżanka i to nie tak.
-Zuza...
-Potrzebuję trochę czasu. Daj mi go.



Wtedy nie wiedziała, gdzie się podziać. Tomek miał swoje życie, tak samo jej przyjaciółki, znowu wracając do rodziców czułaby, że to jednak porażka.

Pojawił się Wiktor, który poprosił ją żeby na jakiś czas zamieszkała u niego, bo nie chce być sam.
Nikt nie musiał jej długo namawiać. 
Nie mogła narzekać na to, że spędzała z nim za dużo czasu, chciała nawet słuchać o Zuzie, swojej matce, którą nadal uważała za ciotkę.


I tak kilka tygodni później szukając mieszkania nadal mieszkała właśnie u niego.

-Wiktor, może dzisiaj zjemy coś na mieście?
-To chyba nie jest najlepszy pomysł. - Odpowiedział nerwowo poprawiając swoje włosy.
-Wiem, że to trudne, ale chyba łatwiej zacząć od małych rzeczy, prawda? - Spytała siadając obok niego.
-Masz rację, ale...
-Skoro nie chcesz to możesz zrobić to dla mnie? - Dobrze wiedziała, że to zadziała.
-Zuza, Zuza...
-Rozumiem, że to znaczy tak. - Zaśmiali się.

Przez cały czas bała się przyjacielskich relacji z nim, ale to głównie z uwagi na to, jak mogą się czuć rodzice. Z tą różnicą, że teraz miała taką rozmowę za sobą.


Kiedy rozmawiając kończyli zamówione jedzenie do restauracji wszedł ktoś kogo się tu nie spodziewała.

Kamil. Tym razem w towarzystwie brunetki.
Był tak zainteresowany dziewczyną, że nawet nie zauważył Zuzy.

Zrobiło jej się przykro, owszem, mieli dać sobie czas, ale to nie miało tak wyglądać.

-I pomyślałem, że skoro kończy się umowa najmu to po prostu jej nie przedłużę, a dla ciebie to mieszkanie byłoby idealne.  - Opowiadał jej o swoim drugim mieszkaniu, gdzie chciał żeby zamieszkała Zuza. - Bo przecież zdaję sobie sprawę z tego, że wolisz mieszkać beze mnie. I nawet... Zuza, słuchasz mnie?
-Słucham? - Wytrącił ją z zamyślenia. - Przepraszam, zamyśliłam się.
-Coś się stało?
-Nie. To znaczy... Tak, właśnie przyszedł tu mój chłopak.
-Kamil?
-Yhym, po prawej. - Zerknął w tamtą stronę i już widział.



Zrozumiała, że to koniec. Przepłakała pół nocy, ale nie potrafiła podać dokładnego powodu.
Jeszcze wieczorem napisała do niego sms'a. Mieli spotkać się kolejnego dnia.

-Zjesz coś? - Spytał Wiktor, kiedy weszła do kuchni połączonej z pokojem dziennym.
-Nie, dziękuję. - Usiadła na białym krześle przy białym okrągłym stole.
-Proszę. - Postawił przed nią kubek z kawą.
-Dziękuję.
-Spotkasz się z nim?
-Tak.
-Mam nadzieję, że podjęłaś dobrą decyzję.
-Wiesz, myślę, że jedyną słuszną.



Czuli się całkiem nieswojo siedząc obok siebie na sofie. Ale to tylko utwierdziło ją w podjętej decyzji.

-Nie chciałem żeby tak wyszło. - Zaczął.
-Ja też nie, ale to bez znaczenia. Tak będzie lepiej.
-Nie wiem.
-To nawet zabawne.
-Nasze rozstanie?
-Tak. To, jak spokojnie rozmawiamy. Nie przypominam sobie takiej rozmowy między nami.
-To prawda. Przykro mi, że to wszystko...
-Nie powinno ci być przykro. Było trochę fajnych chwil i...
-Więcej niż trochę.
-Właśnie. - Uśmiechnęła się wstając. - Pamiętaj tylko to. - Pochyliła się i cmoknęła go w policzek.


Chciał coś powiedzieć. Chciał ją zatrzymać. Chciał za nią pobiec. Nie mógł.
Dobrze wiedział, że to nic nie da.

Ona natomiast wcale nie czuła się lepiej wychodząc z mieszkania, ale wracając myślami do ostatnich kilku miesięcy wiedziała, że to najlepsze wyjście dla nich.


"Chciałam wyciągnąć rękę i dotknąć jego twarzy. Powiedzieć, że będzie dobrze - pogodzi się ze wszystkim i zapomni o nas. Ale nie zrobiłam tego. Jak mogłam go pocieszać, sama będąc w środku pusta?"



>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>



77. :)
Ostatni :) 

Bardzo dziękuję za komentarze, a przed nami już tylko epilog :)

Ale zleciało, co? ;)
To teraz piszcie mi tu wszyscy - co myślicie? Spodziewaliście się czegoś innego? Lepszego?

I proszę WAS wszystkich i KAŻDEGO z osobna - skomentujcie ten ostatni rozdział, bo chciałabym wiedzieć ile osób tu jest :))


Do napisania! :**

piątek, 20 lutego 2015

Rozdział 76.


*

Ostatnie dwadzieścia lat jego życia było najpierw nieudanymi próbami poukładania swojego życia, które przecież nie miało prawa być znowu dobre, a następnie czekaniem na dobry moment żeby powiedzieć o wszystkim Zuzie. Swojej córce.

To była jedyna rzecz na którą czekał.
Kiedy już to się wydarzyło czekał tylko na koniec.

Czasem myślał, że gdyby wtedy jego córka została z nim teraz jego życie byłoby normalne. Wtedy się bał.
Bał się, że nie da rady. Nie chciał niszczyć jej życia, a tak zapewne byłoby.
Choć i teraz obwiniał się za to, co zrobił. Może gdyby nie powiedział jej o tym wszystkim. 
Może byłoby lepiej. Dla niej.

Chciałby powiedzieć, że wszystko mu jedno.
Bo to tylko przeszłość. Bez znaczenia. Po prostu przeszłość.

Ale to byłoby kłamstwo. To jego życie. Całe życie. Cały sens życia.
Brutalnie mu odebrany. Nagle i bez możliwości powrotu.

Ze szklanką whisky usiadł na dużej sofie skąd miał widok na panoramę miasta.
Teraz był przekonany, że najszczęśliwszym dniem jego życia będzie ten, po którym nie nadejdzie jutro.

Nie miał pojęcia, jaką niespodziankę szykuje dla niego los.



Iga miała spędzić weekend u swojej siostry, jednak w ostatniej chwili zmieniła plany. Zuza doskonale to rozumiała i nie miała jej tego za złe.

-W takim razie możesz iść ze mną. - Choć propozycja Kamila brzmiała przekonująco to zdawała sobie sprawę, że jest to tylko grzecznościowe.
-Nie mam ochoty na imprezę.
-Pewnie. Może znowu Wiktor musi z tobą koniecznie pogadać?
-O co ci chodzi? - Spytała, kiedy chłopak stanął przed nią.
-O co!? O to, że jesteś na jego każde zawołanie. A nie możesz iść ze mną na jedną głupią imprezę!?
-Powinnam spytać, gdzie byłeś, kiedy chciałam z tobą porozmawiać.
-Zawsze jestem.
-W ostatnim czasie twoje zawsze ogranicza się do tego, że zawsze czepiasz się Wiktora. Kompletnie bezpodstawnie!
-Bezpodstawnie!? Facet rozwalił twoje życie! A ty udajesz, że nic się nie stało!?
-Co ty wiesz o tym co on zrobił? Dla ciebie to wszystko to tylko kłopot. Wiesz dlaczego? Bo to nie twoje życie! I to nie ty żyłbyś w przekonaniu, że inni ludzie są twoimi rodzicami!
-Wystarczyła jedna rozmowa żebyś znowu zmieniła zdanie! On tylko miesza tobie w głowie! - Pochylił się w jej stronę spoglądając w jej oczy.
-A ty nawet nie zainteresowałeś się o czym ostatnio z nim rozmawiałam! Masz to gdzieś! Tak samo jak mnie! - W tej chwili chciała wyjść z pomieszczenia, jednak chłopak nie pozwolił jej przejść. - Mogę przejść?
-Najpierw porozmawiajmy. - Powiedział o wiele spokojniej.
-Skończyliśmy rozmawiać. - Próbowała przejść obok niego.
-Nie! - Chwycił ją za ramię próbując ją zatrzymać.
-Puść mnie. - Wysyczała.

W tym momencie zrozumiał, co właśnie się dzieje.
Od razu ją puścił. Zuza wychodząc nawet na niego nie spojrzała.
Ze złością zabrał tylko swój telefon i portfel, założył buty i kurtkę i wyszedł z domu trzaskając drzwiami.

Nie chciała siedzieć sama. Perspektywa samotnie spędzonego weekendu nie była przyjemna.
Tomek wyjechał na kilka dni do znajomych, a dziewczyny pracowały.
Zadzwoniła do Łukasza spytać, czy może jednak powinna przyjść do pracy. Miała wielką nadzieję, że usłyszy tak. Ale przecież sama załatwiła zastępstwo na te dwa dni.
W tej chwili czuła się zupełnie niepotrzebna.



Wybrała się do sklepu. Wracając nie miała żadnego planu na to jak spędzić wieczór. Ostatecznie postanowiła, że może po prostu odpocząć. Może obejrzeć film, albo poczytać książkę.
Odłożyła zakupy i już miała zdejmować swój beżowy trencz, kiedy usłyszała dźwięk mówiący o nowym połączeniu.
Była pewna, że to Kamil. Myliła się.

Odruchowo przewróciła oczami widząc, że to Wiktor.
Nie chciała odebrać. Zostawiła dzwoniący telefon na kuchennym blacie, a sama zdjęła swój płaszcz i zaczęła wyjmować zakupy z papierowej torby.
Rozwiązując swój długi, różowy szalik zobaczyła kolejne połączenie. Znowu od Wiktora.
Nigdy nie dzwonił dwa razy. I pomyślała, że to głupie, ale powinna odebrać.
Choć powinna to zignorować. Przecież prosiła go żeby odpuścił.

-Słucham? - Oparła się o kuchenny blat.
-Zuzia? - Skrzywiła się słysząc zdrobnienie swojego imienia z jego ust.
-Tak, słucham?
-Przepraszam, że dzwonię. - Może nie miała ochoty na rozmowy z nim, ale jego ton znaczył, że coś się dzieje. - Ale musiałem. - Szeptał prawie niezrozumiale.
-Wszystko w porządku?
-Tak... Tak... W jak najlepszym.
-Dobrze się czujesz?
-Świetnie... - Zrobił pauzę. - Dzwonię, bo... Może... Może nie... Ja...
-Coś się stało?
-Nie... Jeszcze nie... Chcę cię przeprosić. Nie powinienem tego wtedy... Wtedy mówić...
-Jeśli o to chodzi to nie mam do ciebie żalu.
-Dziękuję. Nie wiem czy powinienem teraz powiedzieć "do zobaczenia", to chyba nigdy się nie zdarzy. - Mogła powiedzieć, że zaśmiał się, niewyraźnie, ale jednak.
-Wiktor...
-Cśś...  - Przerwał jej. - Chcę tylko żebyś wiedziała... - Słyszała, że mówi z coraz większym trudem, ale nie miała jeszcze pojęcia dlaczego. - Pewnie nigdy nie zrozumiesz dlaczego... To wszystko... Ale... Zawsze cię kochałem...
-Wiktor, co ty robisz? Wiktor, słyszysz mnie? - W odpowiedzi usłyszała dźwięk zerwanego połączenia.


Biła się z myślami. Pierwsze, co przyszło jej do głowy... Nie, nie, to niemożliwe. Na pewno nie zrobiłby nic takiego i...
Ale przecież mówił o pożegnaniu i...
Niewiele myśląc w biegu złapała płaszcz, torebkę i kilka minut później wyjeżdżała już z parkingu. Nie myślała o tym ile złamała przepisów. Nie myślała też o tym, że jeszcze kilka dni temu nie chciała go więcej zobaczyć.
Myślała tylko o tym żeby okazało się, że się myli.

Nigdy go o to nie podejrzewała, ale teraz... Nie wiedziała co o tym wszystkim myśleć.
Cieszyła się, że do jego mieszkania miała jakieś 5, czy 10 minut drogi autem.
Nie dbała o miejsce w którym zostawia auto.
Miała wrażenie, że wszystko trwa o wiele dłużej niż zazwyczaj. Tym bardziej, kiedy musiała minąć ochronę w budynku.
Znajdując się pod drzwiami jego mieszkania dzwoniła i pukała do drzwi, co nie dało żadnych efektów. Ale nie spróbowała najprostszego rozwiązania.
Nacisnęła klamkę. Drzwi były otwarte. Jak zwykle.

Ostrożnie weszła do środka. Światła były wyłączone.

-Wiktor! - Zawołała go, jednak nie dostała odpowiedzi. - Wiktor!?

Zapaliła światło w przedpokoju. Było pusto.
Nie była pewna, czy powinna, ale postanowiła sprawdzić resztę pomieszczeń.
Pokój dzienny, dwie sypialnie, garderoba, pracownia, gabinet.
Dopiero na końcu zauważyła światło w łazience.

Zapukała, choć wcale nie spodziewała się odpowiedzi.

Bała się. Bała się tego, co może tam zobaczyć.

Otworzyła drzwi i zastygła w przerażeniu.
W jednej chwili sprawdziły się wszystkie czarne scenariusze, które tworzyła w drodze.


Wiktor leżał na podłodze, a wzdłuż jego przedramion widziała rany, wokół było mnóstwo krwi. Obok niego leżało kilka, niemal pustych, opakowań po lekach i żyletka. Czuła, jak robi jej się słabo i uginają się pod nią nogi, ale wiedziała, że to nie czas na panikę.

Właściwie nie miała pojęcia, czy on żyje. Minęła chwila zanim wykonała jakikolwiek ruch.

Miejsca cięć cały czas krwawiły. Biorąc pod uwagę lęk, jaki powodował w niej widok krwi mogłoby wydawać się, że przesadzała, jednak krwawienie wcale nie ustawało.
Nie miała pojęcia, co zrobić. Działała instynktownie.
Najpierw sprawdziła puls i odetchnęła z ulgą. 
Nie była pewna, co zrobić, z jednej strony pamiętała, że powinna założyć na rany opatrunek, ewentualnie uciskowy, który nie był już tak wskazany. Z drugiej strony widząc, jak silne jest krwawienie doszła do wniosku, że większym niebezpieczeństwem będzie nie zrobić nic, czy działać, jak przy zwykłych skaleczeniu.

Próbowała przypomnieć sobie jakieś bzdury, które słyszała na zajęciach z pierwszej pomocy w szkole. Skoro sprawdziła puls musiała zająć się ranami.
W szafce pod umywalką znalazła jakieś bandaże, opatrunki. 
Po przyłożeniu opatrunków do ran od razu wezwała pogotowie. 
Nadal był nieprzytomny, a krwotok wcale się nie zmniejszał. Kolejny opatrunek też nic nie zmienił. 

Rozejrzała się po pomieszczeniu, gdzie nie zobaczyła nic, co mogłoby jej pomóc.
Nie wstając z miejsca w którym kucała otworzyła szafkę pod umywalką. Tak jak myślała - znalazła tam nożyczki. Nie martwiła się teraz tym, że właśnie niszczy swój ulubiony szalik, pamiętała, że musi zatamować krwotok. 
Wątpiła czy to, co właśnie robiła ma jakiś sens, obawiała się, że może nie pomóc mu wcale. Jeszcze bardziej obawiała się, że może zaszkodzić.
Kilka chwil później a ulgą stwierdziła, że, przynajmniej na pierwszy rzut oka, było lepiej.

Co chwilę sprawdzała jego puls i to czy oddycha.
Widząc, jak powoli uchyla powieki ucieszyła się.

-Zuzia. - Prawie bezgłośnie wypowiedział zdrobnienie jej imienia. Teraz nie miało znaczenia to, jak bardzo nie chciała tego słyszeć. Teraz najważniejsze było jego życie. - Jesteś...

I nigdy się tego nie spodziewała, jednak był to ten dzień, kiedy po raz pierwszy naprawdę się uśmiechał.
Uśmiechał się, bo odchodził.
To właśnie zrozumiała  - on chciał odejść ze świata, który dla niego był tylko miejscem cierpienia.

"Jak nieszczęśliwym trzeba się czuć, by życie wydawało się gorsze od śmierci?"



>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>



76.
Dziękuję za wszystkie komentarze i wizyty! :)))

Przedostatni! :)))
Czytajcie szybciutko, bo kolejny już czeka na blogu,a po nim tylko epilog :))

Co do rozdziału to jak Wam się podoba?  ;)


ASK 

Do napisania! :**

środa, 18 lutego 2015

Rozdział 75.


*

Już kilka dni po pobraniu szpiku mogła zapomnieć o całej sytuacji. Wiedziała, że zrobiła wszystko, co mogła by mu pomóc.
Mimo, że nadal nie zebrała się na odwagę aby porozmawiać z kimś z jej rodziny to doskonale wiedziała, że nie chce mieć kontaktu z Wiktorem. Jedyne, co teraz o nim wiedziała to to, że na pewno nie wróci na uczelnię w najbliższym czasie. Nie mogła zaprzeczyć, że odpowiadało jej to.
Lekarz wspominał, że jeśli chce mieć informację o stanie jego zdrowia to nie będzie to problem, ale nie czuła takiej potrzeby. Ktoś mógł odebrać to jako egoistyczną chęć odbudowania własnego życia i zapewne był to główny powód jej zachowania.

Był początek kwietnia, od przeszczepu minęło kilka tygodni i w tej chwili skłamałaby mówiąc, że ciągle przejmuje się tymi wydarzeniami. Oczywiście, sytuacja w jej rodzinie nadal była dla niej przykra, ale powoli oswajała się z tym.
Stała właśnie w kuchni przygotowując śniadanie, kiedy poczuła dłonie na swoich biodrach i usta na swojej szyi.

-Kamil... - Zaśmiała się. - Nie masz czasu, nie pamiętasz?
-Dla ciebie zawsze go mam. - Obrócił ją przodem do siebie przez co brunetka musiała zostawić to, co właśnie przygotowywała. Jego ręce powędrowały pod jej koszulkę, natomiast ona ułożyła swoje dłonie na jego karku.
-Jasne, a za pół godziny będzie... - Przerwał jej pocałunek, któremu dziewczyna wcale się nie opierała i wszystko byłoby idealnie gdyby nie jej telefon.
-No nie... - Odsunął się zawiedziony.

Dzwonił Tomek. Odebrała połączenie i kiedy usłyszała, że zaczyna on mówić o jej siostrze postanowiła wyjść do sypialni. Nie czuła się gotowa na rozmowę z rodzicami, a co dopiero na rozmowę z Igą, a wiedziała, że Kamil by tego nie odpuścił. Drążyłby temat do znudzenia.

-Tomek, ja rozumiem, że Iga chce pogadać, ale nie rozumiesz, że ja nie chcę?
-Nie. Przepraszam cię bardzo, ale nie. Zupełnie nie. Wiesz co ona teraz przeżywa? Zdajesz sobie sprawę z tego, jak bardzo tęskni i jak mocno jest w tym zagubiona?
-Rozumiem, ale to nie jest ten czas.
-Zawsze musisz myśleć tylko o sobie?
-Tylko o sobie? Dzięki, cudownie, że pamiętasz kto jakiś czas temu ci pomagał. Zresztą, dajmy sobie spokój, ta rozmowa nie ma sensu.

Rozłączyła się i wróciła do kuchni, gdzie czekał Kamil. Nie miała najmniejszych wyrzutów przez rozmowę z Tomkiem, jedyne co ją martwiło to to, że coraz częściej potrafi bez problemu wyrzucić z głowy to co jej nie odpowiada.

-Tomek? - Spytał.
-Tak. - Zuza odłożyła telefon na stół i podeszła do niego.
-Coś ważnego?
-Głupoty. Nic ważnego, jak zwykle. - Odpowiedziała bez wahania i po raz kolejny raz splotła dłonie na karku swojego chłopaka.

Po chwili ponownie złączyli swoje usta. I wcale nie zdziwił jej dźwięk telefonu, przyzwyczaiła się do tego, że kiedy nie mieli wiele czasu dla siebie wtedy ilość przychodzących połączeń automatycznie się zwiększała.

-No nie... Kogo tym razem mogę udusić? - Spytał spoglądając na jej telefon.
-Lekarz Wiktora.

Nie mogła zaprzeczyć, że wystraszyło ją to. Przecież ustalili, że nie chce mieć informacji o jego stanie, więc dlaczego dzwonił?

-Słucham?
-Witaj, z tej strony Marek Adamczak. Wiem, że nie chciałaś żadnych informacji, ale powinnaś wiedzieć, że przeszczep się udał. Oczywiście nie mamy stuprocentowej pewności, jak będzie to wyglądać przez kolejny rok, ale stan Wiktora zaczął się poprawiać.
-Świetna wiadomość. Dziękuje.
-Ale ja dzwonię prywatnie. Wiktor wczoraj wrócił do domu.
-Akurat to chyba mnie nie dotyczy.
-Może odwiedziłabyś go? Na pewno chciałby ci podziękować.
-To nie jest dobry pomysł.
-Jak uważasz, ale na pewno będzie próbował się z tobą skontaktować. Przemyśl to.



Kiedy została sama w domu nie miała pojęcia, co zrobić.
Zaczęła myśleć o spotkaniu z siostrą, jednak od razu odrzucała te myśli.
W końcu przełamała się.
Chwyciła za telefon i wybrała jej numer.
Od razu odebrała.

-Hej... Co u ciebie? - Spytała chcąc zacząć tę rozmowę tak, jak zwykle. - Iga? Jesteś tam?
-Tomek powiedział, że zadzwonisz, ale jakoś nie mogłam w to uwierzyć i...
-Chciałabyś pogadać? Spotkać się?
-Tak! Ale serio?
-No jasne, głuptasie. - Brunetka zaśmiała się. - To o której kończysz lekcje?
-Właściwie to... - Zaczęła się jąkać.
-Aha, wagary?
-Tak i jestem u Tomka, więc jeśli masz czas...
-Ok, będziesz się tłumaczyć, jak do mnie wpadniesz. - Zaśmiała się uświadamiając sobie, jak bardzo brakowało jej rozmowy z siostrą.



Kiedy tylko się zobaczyły od razu wpadły sobie w ramiona i przez kolejnych kilka minut nie musiały mówić zupełnie nic.
Miały wiele wątpliwości, które jak się okazały były bezpodstawne.

-Wiesz czego się bałam?
-Czego? - Spytała Zuza siadając obok swojej siostry na sofie.
-Tego, że nie będziesz chciała ze mną gadać, spotkać się. No wiesz, w końcu... - Zaczęła, ale nie miała odwagi dokończyć tego zdania.
-Nawet tak nie mów! - Przerwała jej. - Zawsze byłaś, jesteś i będziesz moją siostrą. Chyba nie myślisz, że to co się stało... No hej! Przecież to nie ma wpływu na te kilkanaście wspólnych lat, nie?
-Pewnie, że nie, tak tylko pomyślałam. No i... Nigdy nie myślałam, że ci to powiem, ale zawsze będziesz dla mnie starszą siostrą, która jest dla mnie wzorem i chciałabym być taka jak ty, wiesz?
-Iguś... - Te słowa mocno ją zdziwiły, ale i rozczuliły. Wyciągnęła w jej stronę ręce żeby ją przytulić. - Kocham cię, dzieciaku. - Zaśmiała się.
-Ja ciebie też, staruszko. - Odgryzła się.
-A jak w domu? - Spytała wracając na swoje miejsce.
-Tak sobie właściwie. Mama udaje, że jest dobrze, ale dobrze wiem, że ją to boli i często płacze. A tata... Tata dużo pracuje, jest dwa razy bardziej nerwowy niż zazwyczaj i sama nie wiem, co o tym myśli, ale chyba nie jest mu z tym dobrze. Trudno z nimi wytrzymać. Do tego unikający wszystkich dziadek i obwiniająca się babcia. Jak Tomek zgodził się żebym na kilka dni do niego wpadła to nawet nie wiesz, jak się ucieszyłam.
-Mogę sobie wyobrazić.
-Ale nie gadajmy o tym. Tyle czasu się nie widziałyśmy.
-No właśnie! Musisz mi wszystko opowiedzieć.



Trzymając w ręce mały, metalowy przedmiot, który chwilę wcześniej wyjął z czerwonego pudełka zaczął mieć wątpliwości. Nie, nie co do swojego uczucia. Raczej do momentu w którym się znajdowali.
Doskonale zdawał sobie sprawę ze zmian, które miały wpływ na to, co działo się między nimi.

Nie chciał robić nic na siłę i nawet, jeśli zdecydowałby się na ten krok, to byłoby to podyktowane tym, co czuł.
Ale czy chciał coś zmieniać? Zmieniać coś co jest dobre?
A może mogłoby być jeszcze lepsze? Jeszcze mocniejsze?

Ostrożnie odłożył delikatnie wyglądający przedmiot do pudełka, a następnie schował je do szuflady.



Kilka dni później, dokładnie 16. kwietnia, kiedy to mijał rok od ich pierwszego, przypadkowego spotkania, postanowili spędzić czas inaczej niż w zwyczajny wolny wieczór.

Mimo późnej godziny na ulicach nadal był tłok. Zatrzymali się czekając na zielone światło. Okolica w której się znajdowali nie była ulubionym miejscem Zuzy, głównie za sprawą tego, że to właśnie tu mieszkał Wiktor.

-Gdybym miał zawsze mieszkać w mieście to chciałbym mieć taki widok z okna, jak mają tu. - Stwierdził patrząc na wysoki budynek.
-Ta... Ale nawet trzydzieste piętro i panorama miasta nie sprawią, że ktoś będzie szczęśliwszy.
-O czym mówisz?
-Nie wspominałam, że Wiktor tu mieszka?
-Nie.
-No, to teraz wspominam. Fajne miejsce, ale jakoś średnio mi się kojarzy.
-Nie wiedziałem.
-Ale masz rację, mają świetne widoki. - Uśmiechnęła się czując, jak ściska jej dłoń.



-Nie podejrzewałam ile może zmienić się w moim życiu przez rok. -Powiedziała, kiedy szli obok siebie trzymając się za ręce, co w ich przypadku nie było takie zwyczajne. - Mam wrażenie, że gdzieś uciekła beztroska Zuza.
-Nadal tu jest. Tylko trochę dorosła.
-Tak myślisz?
-Wiem to. Ale na szczęście nadal siedzi w niej wariatka. - Zaśmiał się przyciągając ją do siebie i obejmując ramieniem. - Ale mam nadzieję, że już nigdy więcej nie da się zbajerować żadnemu pajacowi po jakimś słabym koncercie. - Zażartował.
-Nie martw się, mój plan zakłada nabieranie się na ładne teksty tylko jednego pajaca. - Spojrzała na niego.
-W takim razie może zabierać cię nawet do hotelu.
-Ok, przekażę mu. - Zaśmiali się.
-Ale jak na razie zabierze cię do domu, może być?
-Nie ukrywam, że jednak to nie to samo, co słaby koncert i dobre afterparty, ale widocznie pozostaje mi zadowolić się romantyczną kolacją. - Mimo całkiem poważnego tonu rozmowy dobrze wiedzieli, że nie ma w niej wiele powagi.
-Zawsze możemy nadrobić zaległości.
-Hmm.... Mówisz o koncercie, czy dobrym afterku?
-Zdecydowanie to drugie.
-W takim razie zdecydowanie popieram tę opcję.
-Cóż za zgodność. - Otworzył jej drzwi od auta i zanim zdążyła wsiąść pocałował ją.



Kilka dni później, gdzieś między zajęciami, kiedy w czasie przerwy piła kolejną tego dnia kawę, zadzwonił jej telefon.
Skłamałaby mówiąc, że zdziwiła się widząc kto to.
Wiktor.
Prosiła żeby dał jej spokój, bo chciała o tym zapomnieć, ale jak widać był to za wiele.

-Naprawdę nie mam czasu.
-Wystarczy mi chwila. Chciałbym ci podziękować.
-To nie jest konieczne.
-Zuza, proszę cię o pięć minut.
-Teraz mam zajęcia, ale później mam okienko. Jeśli chcesz możemy się spotkać.

Chciał spotkać się w kawiarni blisko uczelni, ale Zuza wiedziała, że to zły pomysł. Nie chciała żeby przypadkiem ktoś widział ich razem. Bała się nawet pomyśleć, że ktoś mógłby się o wszystkim dowiedzieć.


Nie mogła zaprzeczyć, że nie czuła potrzeby spotkania z nim. Nie przesadziłaby też mówiąc, że nawet bardzo tego nie chciała.
Denerwowało ją niemal każde jego słowo. Każde jego słowo wydawało jej się być kłamstwem. Zbiorem nieszczerych bzdur. Głupot, które opowiadał dla swojego usprawiedliwienia.

-Nadal nie mogę uwierzyć ile dla mnie zrobiłaś.
-Powinnam powiedzieć, że ja też w to nie wierzę.
-Zuza, ja wiem...
-Nie. Nic nie wiesz. Wszedłeś z butami w moje poukładane buty i może nie powinnam tak mówić, ale ja naprawdę wolałabym nie wiedzieć o tym wszystkim. Tak byłoby lepiej.
-Przepraszam.
-Cudownie. Tylko... Nie sądzisz, że to jakieś, prawie, dwadzieścia dwa lata za późno?
-Na przeprosiny nigdy nie jest...
-Oczywiście. Coś jeszcze? - Nie była zbyt miła, zupełnie, jak nie ona, ale jednak coś ją do tego popychało.


Niemal skakała ze szczęścia, kiedy opuszczali kawiarnię, choć wcale tego nie okazywała. Jej postawa prezentowała raczej zupełną obojętność.

-Chciałbym ci podziękować.
-Już to zrobiłeś.
-Tak, ale...
-Wiktor, to nic nadzwyczajnego.
-Mylisz się.
-Nie bierz tego do siebie. Zrobiłabym to niezależnie od tego kim byś był. Po prostu mogłam, więc pomogłam. Nie kierowałam się uczuciami i może to lepiej dla ciebie. - W tym momencie dotarły do niego jej słowa. Już wiedział, że nie ma szans na kontakt z nią.
-Mimo to dziękuję.
-Możesz mi coś obiecać?
-Co takiego?
-Obiecaj mi, że już nigdy więcej się nie spotkamy. - Powiedziała przekonana o słuszności swojej decyzji.
-Naprawdę tego chcesz?
-Tak. - W tej chwili mogła obserwować, jak spuszcza głowę, a w jego oczach zbierają się łzy. Nie było jej przykro, przed chwilą to ona przeżywała najtrudniejsze chwile w swoim życiu, a on nawet nie pomyślał co z nią będzie.
-Mogę.... Mogę cię przytulić? - Niechętnie, ale zgodziła się. - Obiecuję, że zniknę z twojego życia na zawsze. - Odpowiedział odchodząc.

Zrezygnowała z reszty zajęć i chciała pojechać do Kamila, który powinien być teraz w studio. Jednak przed postanowiła się upewnić, czy na pewno tak jest.

-Słucham? - Ucieszyła się słysząc jego głos po drugiej stronie.
-Hej. Gdzie jesteś?
-W studio. Ale jestem zajęty. Stało się coś? - Nie mogła zaprzeczyć, zabolało ją to.
-Nie, właściwie nie. Sorry, że ci przeszkadzam.
-Zuza, czekaj. Co się dzieje?
-Nic, zupełnie nic. Pa. - Rozłączyła się.

Ze złością wrzuciła telefon do torebki i odpaliła silnik.
Jadąc przez zatłoczone miasto zdała sobie sprawę z jednego - tak naprawdę nie miała gdzie jechać.
Tomek był zajęty. Jej przyjaciółki też.
Iga to jednak nie osoba z którą chciałaby teraz rozmawiać o tym, co ją gryzie.
Nie mogła nawet jechać do swojej mamy, czy babci.
Nie chciała wracać do domu, choć była pewna, że nie spotka tam teraz Kamila, ale samotne popołudnie to nie był idealny plan.
Postanowiła pojechać w miejsce, które ostatnio często odwiedzała.
Cmentarz.


Pewnie, że chciałaby o tym wszystkim zapomnieć, ale wiedziała, że tak się nigdy nie stanie.
Czuła, że jest właśnie na jednym z trudniejszych zakrętów w swoim życiu. Dlatego też przestała walczyć z tą sytuacją, jedyne, co teraz mogła zrobić to to zaakceptować.
Jeśli chodzi o pogodę to druga połowa kwietnia była łaskawa.
Wchodząc przez cmentarną bramę czuła jeszcze na twarzy ostatnie ciepłe promienie zachodzącego słońca.
W wazonie były świeże róże, które jak podejrzewała zostawił tu Wiktor. Do czerwonych kwiatów w wazonie dołożyła kilka białych róż, które kupiła chwilę wcześniej. Na nagrobku natomiast postawiła biały znicz.
Usiadła na ławeczce stojącej obok i zamyśliła się.
Było jej źle z tym, jak potraktował ją jej chłopak. Nie miała pojęcia dlaczego.
Rozumiała, że pracuje, ale nawet nie zainteresował się tym, co się stało. Jasne, pytał, ale dobrze wiedziała, że wcale go to nie interesowało.

Nie zdziwiła się, kiedy wróciła do domu i nikogo tam nie spotkała. Nie zdziwiła się też, kiedy szła spać, a Kamila nadal nie było.
Ostatnio częściej zdarzało się tak nawet, kiedy miał dzień wolny. Do dziś wcale jej to nie martwiło.
Mimo, że leżała już w łóżku to nie mogła zasnąć. Przewracała się z boku na bok i co chwilę sprawdzała telefon. Odetchnęła z ulgą słysząc dźwięk otwieranych drzwi.

Nie spodziewała się, co wydarzy się za kilka dni.



>>>>>>>>>>>>>>>



I mamy 75. :))
Coraz bliżej końca ;)

Dziękuję WAM za komentarze i wizyty :)))

Co myślicie o rozdziale? :)


ASK - gdybyście mieli pytania :))


Do napisania! :**


P.S. Pod poprzednim rozdziałem pojawiło się kilka pytań, więc informuję, że na wszystkie odpowiedziałam ;)

sobota, 14 lutego 2015

Rozdział 74.


*

Następne dni były trudne, nie potrafiła znaleźć sobie miejsca.
Był u niej Tomek, Kamil też ciągle spędzał z nią czas, a ona coraz bardziej czuła, że potrzebuje chwili dla siebie.
Jednak dobrze wiedziała, że i Kamil i Tomek starają się zrobić wszystko żeby poczuła się lepiej. Niestety, na marne.
Z jednej strony jej największym problemem było to, że w tej chwili czuła się zwyczajnie odrzucona. Nie przez wszystkich, ale na pewno przez tatę, którego słowa nadal krążyły w jej głowie.
Próbowała rozmawiać z nią i mama i babcia, no i Iga. Nie chciała.
Czuła się odrzucona i nic nie mogło tego zmienić.
Dodatkowo przez cały czas pamiętała o chorobie Wiktora. I w tej kwestii nie miała pojęcia, co zrobić.
Przez myśl jej nawet nie przeszło żeby podejść do niego, jak do kogoś z rodziny, ale cały czas krążył w jej głowie jako człowiek któremu może pomóc. Bo przecież tak wychowali ją jej rodzice, bez względu na to, czy byli nimi z biologicznego punktu widzenia.

Trudno było jej rozmawiać nawet z Kamilem, bo kiedy ona mówiła o różnych sprawach, które w tej chwili tak naprawdę nie miały żadnego znaczenia, on cały czas wracał do tej jednej sprawy.
I z jednej strony miał rację - potrzebowała rozmowy, a z drugiej - te wszystkie bzdury, którymi zajmowała swoją głowę pozwalały jej nie myśleć o problemach.

-Zuzka,przestań. - Powiedział obserwując krzątającą się po pomieszczeniu dziewczynę.
-Kamil, nie zaczynaj znowu, nie mam czasu na kolejne rozmowy, lepiej powiedz...
-Przestań, udawać! Zuza, przestań udawać, że nic się nie stało. - W tej chwili zatrzymała się i skupiła na nim swój wzrok.
-To nie tak. - Próbowała tłumaczyć.
-A jak? Doskonale wiemy, że jest ci ciężko, ale dlaczego na siłę udajesz, że ciebie to nie rusza? Że to nic takiego i nie musimy o tym mówić. Nie możesz tak.
-Daj spokój. I proszę cię o jedno, nie próbuj mówić, że rozumiesz co czuję.
-Ale, Zuzia, ja naprawdę...
-Co naprawdę? Naprawdę wiesz, co czuję? Nie, nie wiesz. Ani ty, ani Tomek nie wiecie, co czuję. Świetnie, że próbujecie mi pomóc, ale nie możecie po prostu przestać o tym mówić?
-To ci pomoże.
-Chyba wiem lepiej, co mi pomoże, prawda!? - Podniosła głos. Kolejny raz czuła się wytrącona z równowagi, bo może i powinna z kimś o tym porozmawiać, ale po pierwsze nikt nie mógł tego zrozumieć, a po drugie jedyne czego teraz chciała to na chwilę o tym zapomnieć.
-Zuzia, ja naprawdę chcę ci pomóc. - Podszedł do niej. - Pozwól mi na to. - Objął ją całując ją w czoło.
-W takim razie pozwól mi o tym zapomnieć. Chociaż na chwilę. - Oparła głowę na jego ramieniu.



W końcu dała się namówić Kamilowi na weekendowy wyjazd do jego rodziców. Nie żałowała, bo chociaż przez chwilę mogła zapomnieć o tym, co się wydarzyło.
Na razie nie chciała żeby wszyscy o tym wiedzieli i tak też było, bo jedyną osobą, która o tym wiedziała, oprócz niej i Kamila, była jego mama.

Skorzystała z okazji, kiedy wszyscy byli czymś zajęci i postanowiła pójść do pokoju Kamila, gdzie mogła w ciszy pomyśleć.
Przez cały czas zastanawiała się nad sprawą przeszczepu, właściwie na razie nie było to nic pewnego, jedyne co mogła zrobić to badania, które mogły potwierdzić zgodność, lub też nie.
Ale była też inna kwestia. Bała się tego, jak zareagują jej rodzice.

-O tu jesteś, kochanie. Wszędzie cię szukałam. - Jego mama usiadła na łóżku obok niej. - Jak się czujesz?
-Powoli zaczynam rozumieć... - Zrobiła pauzę. - Nie, nie zaczynam rozumieć, raczej próbuję. Próbuję zrozumieć to co się stało. Ale przyznam, że nie wychodzi mi to najlepiej.
-Wcale mnie to nie dziwi. Nie potrafię sobie nawet wyobrazić, co możesz teraz czuć, ale wiem, że jest ci na pewno bardzo ciężko. Nikt nie chciałby znaleźć się w takiej sytuacji.
-Na początku myślałam, że wolałabym nigdy się o tym nie dowiedzieć, ale nie, dobrze, że tak się stało. Tylko teraz boję się. Nie potrafię sobie wyobrazić mojego życia po tym wszystkim. Nie wiem nawet czy nadal mogę tak po prostu porozmawiać z rodzicami. Nic nie wiem.
-Możesz czuć złość przez to, że ukryli to przed tobą, ale jedno, co jest pewne to to, że cię kochają. I to dlatego bali się o tym mówić.
-Tak pani myśli?
-Kochanie, jestem o tym przekonana. Jesteś ich córką. Bo przecież nie ma znaczenia kim są twoi rodzice biologiczni, miłość i najważniejsze wartości, którymi się teraz kierujesz przekazali ci oni. Mogłaś dostać coś więcej?
-To prawda. - Pokiwała głową zaczynając rozumieć to, co chciała przekazać jej jego mama. I mogła już teraz powiedzieć, że to pierwsza osoba, z którą rozmowa jej pomogła. - Ale zostaje jeszcze Wiktor.
-Masz wątpliwości?
-Ogromne. Głównie dlatego, że boję się tego, co powiedzą rodzice. Jasne, nie mam pewności, czy w ogóle będzie taka możliwość żebym była dawcą, ale jednak, boję się.
-A gdyby to był ktoś obcy, ale wiedziałabyś, że możesz mu pomóc, miałabyś takie wątpliwości?
-Nie.
-Właśnie. Twoi rodzice mogą być z tego powodu tylko dumni, bo jeśli się na to zdecydujesz to będzie zasługa tylko ich wychowania, nikogo innego. - Uśmiechnęła się do brunetki, która uważnie jej słuchała.



Po tej rozmowie podjęła decyzję, a właściwie tylko się w niej upewniła. Już wiedziała, co powinna zrobić. Choć musiała przyznać, że bała się chwili, kiedy dowiedzą się rodzice. Tak po prostu, był to strach, który dalej gdzieś tam siedział.
Nie musiała długo czekać na wyniki. Czekając na spotkanie z lekarzem, który miał jej wszystko wyjaśnić i opowiedzieć, jak to będzie wyglądać denerwowała się, jakby miało to być tego właśnie dnia.
Jak się dowiedziała lekarz to znajomy Wiktora, dlatego też przestało ją dziwić, kiedy mówił jaki jest jego stan nie tylko fizyczny, a też psychiczny. No i doskonale wiedział kim jest Zuza, właściwie cieszyła się, przynajmniej nie musiała nic tłumaczyć.

-I to tyle, jeśli chodzi o wszystkie najważniejsze sprawy. Zobaczymy się w piątek. Ósma rano, pamiętasz?
-Tak, coś jeszcze?
-Może powiesz mu o tym sama? - Spytał wskazując głową w stronę sali, gdzie przebywał Wiktor. Teraz przypomniała sobie, że nie chciała żeby o tym wiedział do momentu aż nie podejmie ostatecznej decyzji. - Ucieszy się. - W tej chwili pomyślała, że szkoda, że tylko on. Ale pokiwała głową i ruszyła w stronę sali.

Delikatnie zapukała i już po chwili usłyszała jego głos. Nie mogła powiedzieć, że było to coś czego teraz potrzebowała. Na pewno nie teraz, kiedy z jednej strony była przekonana o słuszności swojej decyzji, a z drugiej wciąż czuła wątpliwości.

-Zuza? - Zdziwił się widząc brunetkę.
-Byłam u twojego lekarza i... Myślę, że... To znaczy... - Zaplątała się w swojej wypowiedzi widząc w jakim stanie jest Wiktor. Blady, słaby i w ogóle nie przypominał człowieka, którego widywała na uczelni.
-Może usiądziesz? - Zaproponował wskazując na krzesło obok łóżka.
-Nie, dziękuję. Śpieszę się. - Dodała widząc, że ten chce coś powiedzieć. - Okazało się, że mamy zgodność tkankową, więc mogę być dawcą.
-Mówiłem już, nie oczekuję tego od ciebie.
-Pamiętam. Tylko widzisz, nie odbieraj tego źle, ale nie ma znaczenia kim jesteś. Mogę ci pomóc, więc tak zrobię.
-Zuza, naprawdę...
-Już postanowiłam. - Przerwała mu. - Do zobaczenia.

Wyszła z jego sali na chwilę usiadła na krześle stojącym na korytarzu. Potrzebowała krótkiej chwili żeby ułożyć w głowie dzisiejsze wydarzenia.
Czekając na windę usłyszała, jak ktoś wypowiada jej imię. Nie miała pojęcia  kim jest mężczyzna, który właśnie odszedł od automatu z kawą.

-Ty jesteś Zuza, tak?
-Tak, a pan?
-Krzysztof Wojciechowski. - Podał jej rękę. - Przyjaciel Wiktora. - Słysząc te słowa pokiwała głową, przypominając sobie, że coś już o nim słyszała. - Powinnaś w końcu się zdecydować, nawet jeśli on mówi co innego. - Już chciała coś wyjaśnić, gdy on zaczął ponownie mówić. - Gdybyś go odwiedziła, albo chociaż porozmawiała z lekarzem wiedziałabyś w jakim jest stanie.
-Rozmawiałam z lekarzem i...
-Świetnie! I myślisz, że to wystarczy? - Zaśmiał się, czym zszokował Zuzę. - Zresztą czego można było spodziewać się po córce takiej kobiety, jaką była Zuzanna.

Po tych słowach odszedł w kierunki sali Wiktora, a ona nie miała nawet siły żeby to wytłumaczyć, po prostu weszła do windy, gdzie oparła się o ścianę i z niedowierzaniem pokręciła głową nie rozumiejąc dlaczego, tak nagle, w jej życiu zaczęły dziać się takie rzeczy.



Kiedy Krzysztof wszedł do sali w której znajdował się jego przyjaciel zdziwił się widząc go zapłakanego.

-Wiktor, co się stało? - Usiadł na krześle obok łóżka.
-Zuza tu była. Nie uwierzysz, co się stało.
-Co takiego?
-Zgodziła się. - W tym momencie Krzysztof poczuł się źle z tym, jak potraktował ja chwilę wcześniej.
-Żałujesz? - Wiktor dobrze wiedział o co pyta go jego przyjaciel. O adopcję.
-Tak, ale to czego żałuję najbardziej to to, że to nie dzięki mnie jest takim człowiekiem.



>>>>>>>>>>>>>>>>>



74. :))

Baaardzoo dziękuję za wszystkie komentarze! :*
Rozdział dopiero dziś, bo wczoraj nie dałabym rady go sprawdzić, ale następny, jeśli będziecie chcieli, pojawi się szybciej :))


ASK <-- w razie pytań :))

Do napisania! :***

wtorek, 10 lutego 2015

Rozdział 73.


*

Wybiegła z jego mieszkania i niewiele się zastanawiając wsiadła do swojego auta.
Parkując pod domem swoich rodziców była nadzwyczajnie spokojna i opanowana. Może dlatego, że nadal nie wierzyła, że to wszystko prawda.
I jedyne czego teraz była pewna to to, że jej rodzice to wszystko wyjaśnią.
Wyjaśnią dlaczego Wiktor kłamał.
Bo przecież na pewno kłamał.
Na pewno.


Siedząc z rodzicami przy stole nie miała pojęcia, co zrobić.
Z jednej strony chciała poznać prawdę, ale z drugiej... Jeśli to co mówił Wiktor jest prawdą to wcale nie chciała tego usłyszeć.

Obejmując dłońmi kubek w który się wpatrywała zaczęła zbierać słowa.
Nie mogła zaprzeczyć, że to najtrudniejsze pytanie, które chce im zadać, ale nie miała też pojęcia, jak je zadać.

-Zuza, ale co ty dzisiaj taka cicha?
-Ja..? Nie.... Wydaje ci się, tato. - Ostatnie słowo spowodowało nieprzyjemny ucisk w gardle. Co jeśli to naprawdę nie są jej rodzice?
-Oj, coś cię męczy. Pewnie pokłóciłaś się z Kamilem, co?  - Spytała jej mama. - Ale dam ci spokój. Może jednak coś zjesz?
-Nie dziękuję, mamo. - Jej mama zajęła się przygotowaniem kolacji, a jej tata rozpakowaniem zakupów. Wtedy też postanowiła zadać pierwsze ważne pytanie. - Wiecie co stało się z dzieckiem cioci Zuzy? - Spytała spokojnie. W tym momencie czas jakby stanął w miejscu. I to dosłownie. Mama upuściła nóż, który trzymała w ręce, tata zatrzymał się przed otwartą szafką.
-Skąd o tym wiesz? - Tata usiadł naprzeciw niej, mama natomiast zdołała tylko obrócić się przodem do nich, ale nie była w stanie wypowiedzieć żadnego słowa.
-Ktoś mi powiedział.
-Kto?
-A to ma jakieś znaczenie?
-Nie przeżyło.
-Wypadku?
-Tak.
-Tego w którym zginęła Zuza?
-Dokładnie.
-Dlaczego kłamiesz?
-Zuza, o czym ty mówisz?
-Okłamaliście mnie. Przez te wszystkie lata nie zdobyliście się na odwagę żeby mi to powiedzieć? A może tak było wygodniej?
-Ale dziecko, co ty wygadujesz?
-Rozmawiałam z Wiktorem. - Widząc reakcję siedzącego przed nią taty i mamy, której dłoń właśnie zakryła usta, już wiedziała.
-Na pewno naopowiadał ci głupot, jak to zawsze miał w zwyczaju. - Powiedział spokojnie jej tata.
-No tak. Faktycznie to były głupoty. Opowiadał o tym, co stało się z Zuzą, o tym, że jest chory i że... Że jest moim ojcem. Nie wierzyłam mu. Przez cały czas byłam pewna, że to kłamstwo. Do teraz. To prawda? - Odpowiedziała jej cisza. - To prawda!? - Powtórzyła bardziej zdecydowanie.
-Zostawił cię. Najpierw zabrał nam Zuzę, a później ją zabił! Zepchnął ją ze schodów. I nikt nie uwierzy, że to był wypadek. Zabił ją! Zabił ją, a później zostawił ciebie! Bo nie chciał dziecka, rozumiesz!? - Wstał z krzesła i pochylił się nad stołem. - Bez żadnych protestów oddał cię, bo nagle stwierdził, że to nie dla niego, że nie chce cię, bo zniszczyłaś jego życie! To cholerny egoista, który myśli tylko o sobie!
-Dlaczego mi o tym nie powiedzieliście? - Kolejny raz nie dostała odpowiedzi. Jedynie jej mama zaczęła płakać.
-Postaw się w naszej sytuacji, kiedy mieliśmy ci to powiedzieć? Jak byś zareagowała? Właśnie tak, jak teraz! Myślisz, że było nam łatwo!?  Ale nie zostawiliśmy cię! Przez te wszystkie lata próbowaliśmy wychować cię najlepiej, jak potrafiliśmy i dać ci wszystko, co mogliśmy! A teraz pojawia się ten dupek i nagle to wszystko niszczy! Kolejny raz niszczy naszą rodzinę! A ty we wszystko mu wierzysz! Jesteś tak samo głupia jak twoja matka! - Słuchała spokojnie jego krzyków, ale ostatnie zdanie to było zbyt wiele.

Wybiegając ze swojego rodzinnego domu minęła się ze swoją siostrą. Choć teraz nie wiedziała, czy powinna tak myśleć.
Czy mogła powiedzieć, że to jej dom? A tym bardziej powiedzieć, że to jej siostra?
Bała się tych myśli.

Nie mogła uwierzyć w to, co się właśnie stało.
Tak, potwierdzili to.
Wszystko co powiedział Wiktor to prawda.
Nie jest ich córką. To nie jej rodzice.
Jej mama nie jest wcale jej mamą, a jej tata nie jest jej tatą.
Nie mogła w to uwierzyć.
Czuła się taka pusta.
Zupełnie jakby od tej chwili nie była niczyim dzieckiem. Jakby została porzucona.



Mimo, że było już ciemno to przejeżdżając koło cmentarza, który znajdował się obok kościoła, postanowiła zatrzymać się tam.
Od razu powędrowała w dobrze znane jej miejsce. Na grób swojej cioci, choć może powinna powiedzieć matki, tyle, że to nadal do niej nie docierało. Najłatwiejszą wersją było mówienie o niej po imieniu.
Mały cmentarz, gdzie odkąd pamiętała często przychodziła z babcią i właśnie w tym miejscu siadały na drewnianej ławeczce i słuchała tego, co opowiadała jej babcia. O Zuzie. W wieku kilku lat nie mogła zrozumieć, jak to możliwe, że jej ciocia miała takie samo imię.
No właśnie, często zastanawiała się dlaczego dostała imię po niej, nie mogła powiedzieć, że nie lubiła swojego imienia, jednak zawsze ją to zastanawiało.
Teraz stało się jasne.

Usiadła na ławce naprzeciw grobu i przez pierwsze kilka minut pustym spojrzeniem przyglądała się liter i zdjęciu.
To prawda, była do niej podobna, choć zdecydowanie bardziej do Wiktora.
Mogła teraz spokojnie wyobrażać sobie, jak wyglądałoby jej życie, gdyby wychowywał ją ktoś inny. Ale nie chciała.
Nie chciała, bo mimo tego, co się wydarzyło nie potrafiła nawet pomyśleć, że jej rodzicami są inne osoby. Nie chciała tak myśleć i wiedziała, że nie może, bo przecież gdyby nie oni nie byłaby tą samą osobą.

To co bolało ją najbardziej to słowa jej taty. "Kolejny raz niszczy naszą rodzinę! A ty we wszystko mu wierzysz! Jesteś tak samo głupia jak twoja matka! ". Nie mogła zrozumieć, jak mógł tak powiedzieć.

Jej rozmyślenia przerwał dobrze znany jej głos. Ksiądz, a konkretniej proboszcz. Był tu odkąd tylko pamiętała. Wszystkie uroczystości związane z kościołem, lekcje religii w szkole, no i co najważniejsze to to, że jest znajomym jej dziadków, więc mogła powiedzieć, że dobrze go znała.

-Zuza? A co ty tu robisz o tej porze? - Spytał siadając obok niej.
-Sama nie wiem. - Odpowiedziała całkiem szczerze, bo sama nie wiedziała, czy jest tu bo chce znaleźć odpowiedź na nurtujące ją pytania, czy może dlatego, że boi się wrócić do domu i prawdziwego życia.
-Coś się stało? - Nie dostał odpowiedzi. - Chyba nie chcesz o tym rozmawiać, ale uwierz, że to pomaga.
-W mojej sytuacji chyba nic nie pomoże.
-Co się stało?
-Dowiedziałam się o czymś, co... Wydaje mi się, że wolałabym o tym nie wiedzieć.
-Rodzice ci powiedzieli?
-To...
-Tak, wiedziałem o tym.
-Ale to nie rodzice. To Wiktor.
-Słyszałem o wystawie. Nie miałem okazji tobie pogratulować.
-To chyba nie ma teraz znaczenia, nie znalazłabym się tam gdyby... Zresztą, czy to ma jakieś znaczenie?
-Co ci powiedział?
-O tym co stało się z Zuzą, choć czy ja wiem czy to prawda? I o tym, że wcale nie miała takiej idealnej relacji z rodziną, jak opowiadała o tym babcia. A poza tym on jest chory. I pewnie zrobił to wszystko tylko dlatego, że jestem mu potrzebna.
-Spotkałem go tu kiedyś, bywa tu dość często. Nie chcę nikogo usprawiedliwiać, ale każdy ma swoje powody przez które robi czasem złe rzeczy. Jednak nie oceniaj nikogo zbyt pochopnie.
-Wiktor powiedział, że Zuza spadła ze schodów, kiedy ja wiedziałam, że zginęła w wypadku samochodowym, zaraz mój tata, który podobno nie jest moim tatą, powiedział mi, że to Wiktor zepchnął ją ze schodów. Do tego jeszcze to, że gdyby nie ta cała białaczka to nigdy bym się o tym nie dowiedziała, co byłoby zdecydowanie lepsze. I na domiar złego tata wykrzyczał, że jestem tak samo głupia, jak moja matka. Jak on w ogóle mógł tak powiedzieć? Nie mogę tego zrozumieć. - Przerwał jej dźwięk telefonu, który zapomniała wyłączyć. Dzwonił Kamil. - Chyba powinnam wracać do domu. - Powiedziała wstając.
-Gdybyś chciała porozmawiać to zawsze możesz mnie tu znaleźć.



Przez całą drogę powrotną w jej głowie toczyła się wielka burza myśli. Nie miała pojęcia, jak teraz ma wyglądać jej życie. Nie miała pojęcia, co teraz ma zrobić. Ona nie wiedziała nawet, co ma teraz powiedzieć Kamilowi.
I jak powinny wyglądać jej relację z rodziną?
Nie wiedziała, co robić.

Nie reagowała nawet na ciągle dzwoniący telefon, który leżał na fotelu pasażera. Po prostu dzwonił, a ona, mimo, że siedziała tuż obok, w ogóle go nie słyszała.

Kilometry ciągnęły się bardziej niż zazwyczaj, a kiedy już zaparkowała auto dotarło do niej, że za kilka minut ponownie będzie musiała odświeżyć wydarzenia dzisiejszego dnia, kiedy będzie rozmawiać z Kamilem.

Sprawdziła kto dzwonił. Było mnóstwo nieodebranych połączeń, głównie od Kamila, ale dzwonił też Tomek, Iga i jej mama. To ostatnie połączenie zdziwiło ją najbardziej, ale widocznie kobieta zrozumiała, że Zuza nie ma teraz najmniejszej ochoty na rozmowy.

Wszystko wydawało się być teraz tysiąc razy trudniejsze, ale chyba to normalne, że trudniej wszystko ułożyć, kiedy zburzono fundamenty. Bo tak właśnie czuła.

Wyszła z windy i po kilku krokach stanęła przed drzwiami mieszkania. Zaczęła w torebce i kieszeniach szukać kluczy. Była coraz bardziej zniecierpliwiona, kiedy nigdzie ich nie było. Otworzyła ponownie zewnętrzną kieszeń i wreszcie je znalazła.

Mieszkanie było puste. Zamknęła drzwi, odłożyła torebkę, zdjęła kurtkę i buty.
Nie zapalając nigdzie światła usiadła na sofie w pokoju dziennym. I dopiero w tej chwili wszystko tak naprawdę do niej dotarło.

Wszystkie rozmowy, wszystkie informacje.
Dopiero teraz poczuła łzy zbierające się w jej oczach.
Usłyszała, że ktoś wchodzi do domu. Kamil. Powinna do niego zadzwonić, ale to wypadło jej z głowy.

-Zuzia? Gdzieś ty się podziewała? - Pojawił się w salonie i włączył światło. - Zuzka, co jest? - Ukucnął przed nią. W odpowiedzi wzruszyła ramionami. - Ktoś ci coś zrobił? - Spytał wystraszony. Zaprzeczyła kiwając głową. - Powiesz mi co się stało?
-Wiktor chciał się spotkać. Mówił, że chce o czymś porozmawiać. No i pojechałam do niego. - Otarła łzy. - Jest chory. Ma białaczkę.
-I to o to chodzi? - Usiadł obok niej. Znowu pokiwała głową na nie.
-Opowiadał mi o Zuzie. Nie zginęła w wypadku samochodowym. Spadła ze schodów. Była wtedy w ciąży.
-W ciąży? -Spytał zdziwiony.
-Kamil, Wiktor to mój ojciec. - W tej chwili rozpłakała się na dobre. Kamil, choć niewiele rozumiał, to od razu ją przytulił.



>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>



73.
Baaaardzooo dziękuję za wszystkie WASZE komentarze i wizyty! :**
Jak się ma sytuacja w opowiadaniu to widzicie sami :)

ASK - o którym chyba zapomnieliście ostatnio :D

I w sumie to tyle, chociaż może mogę Was poprosić kolejny raz o taką komentarzową aktywność, jak pod ostatnim rozdziałem? ;)))

Do napisania! :*

sobota, 7 lutego 2015

Rozdział 72.

*

-No tak... Wiesz już, że nie będziecie mieli zajęć ze mną?
-Jak to? - Zdziwiła się.
-Potrzebuję trochę odpoczynku.
-Wszystko w porządku?
-Właściwie nie. Jestem chory i potrzebuję więcej czasu.
-Ale to nic poważnego?
-Białaczka.
-Białaczka? Ale...?
-Z tego też się wychodzi. - Zaśmiał się.
-Wiem, ale... Tak mi przykro. Gdybym mogła ci jakoś pomóc to...
-Możesz.
-O, świetnie. - Ucieszyła się. - Jak?
-W moim stanie jedynym wyjściem jest przeszczep.
-No tak, rozumiem. - Jej wzrok powędrował na obraz na ścianie. - Jakiś czas temu sama chciałam zarejestrować się w fundacji DKMS, ale zaczął się rok i jakoś wypadło mi to z głowy. Chyba powinnam w końcu to zrobić.
-No tak. Wyjściem jest czasem dawca spokrewniony.
-Nie bardzo rozumiem, jak mogłabym ci w takim razie pomóc? - Zaczęła ponownie chodzić po pomieszczeniu oglądając jego prace. - Spokrewniony dawca to oczywiście świetny pomysł, ale przecież w tej kwestii zupełnie nie mogę pomóc, jednak może...
-Jesteś moją córką. - Mimo, że wiedziała, że to kiepski żart to po jej ciele przebiegł nieprzyjemny dreszcz.
-Sssłucham? - Zwróciła się w jego stronę.
-Jesteś moją córką. - Powtórzył jakby była to najzwyklejsza informacja.
-O czym ty mówisz? To jakiś kiepski żart? - Spytała spokojnie.
-Nie. Naprawdę nie domyśliłaś się, że jesteś córką Zuzanny?
-Kłamiesz.
-Chciałbym.
-Niby dlaczego mam ci wierzyć?
-Po co miałbym kłamać?
-Wiktor, ja mam normalną rodzinę, kochających rodziców, siostrę, brata. Ja...  Hah. Nawet nigdy tak nie pomyślałam, rozumiesz?
-Chodź do mojego gabinetu. - Ruszył w kierunku drzwi.

Bez sprzeciwu ruszyła za nim. Nie miała wątpliwości co do tego, że to niemożliwe. 
Nigdy nie pomyślała, że może mieć innych rodziców, dlaczego więc miała w to uwierzyć?
Przez chwilę pomyślała, że przecież Wiktor nie mógł tego zmyślić, ale... Nie, to nie było możliwe. Jednak nie potrafiła zrozumieć dlaczego powiedział coś takiego.

Usiadł na czarnym skórzanym krześle przy dużym biurku ze szklanym blatem. Ona usiadła po przeciwnej stronie.
Wiktor zajął się szukaniem czegoś konkretnego w średniej wielkości pudełku, które zresztą było już lekko podniszczone.

-Wiem, że trudno ci w to uwierzyć. Sam nie wiem, czy powinnaś się o tym dowiedzieć, ale stało się.
-Dlaczego? - Zadała krótkie pytanie.
-Słucham?
-Dlaczego teraz?
-Bo czekałem na to zbyt długo. Przez cały poprzedni rok wyobrażałem sobie, jak wyglądałoby moje życie gdyby nie tamte wydarzenia. Gdybym postąpił inaczej. Kiedy przygotowywaliśmy wystawę cieszyłem się z każdej chwili, którą mogłem spędzić w twoim towarzystwie, choć wiedziałem, że nigdy nie dowiesz się kim jestem. Nie zdajesz sobie sprawy, jak to bolało.
-Ja i tak nie wierzę. - Nadal nie miała wątpliwości.
-Rozumiem. Spójrz. - Podsunął w jej stronę dokument. Akt urodzenia. - To twój akt urodzenia.

W pierwszej chwili pomyślała, że to przecież nie musi być prawdziwe. 
Chwilę później widziała nazwiska, w rubryce dotyczącej danych rodziców.

Zuzanna Kalinowska. I to wcale nie ona, a jej ciocia. Siostra jej taty.
Wiktor Zakrzewski. Ten, który właśnie siedział przed nią obserwując jej reakcję.

Wróciła do danych dziecka.
Zgadzała się data urodzenia. Zgadzało się miejsce urodzenia.
Zuzanna Zakrzewska.

Przypomniała sobie, że przecież widziała swój akt urodzenia i co najważniejsze - ona nie nazywa się Zakrzewska, a Kalinowska, tak jak jej rodzice.

-Widziałam swój prawdziwy akt urodzenia, więc...
-Widziałaś swój drugi akt urodzenia, na jego drugiej stronie jest informacja, że były w nim zmiany.
-Tak, ale... Przecież, zakładając, że to co mówisz to prawda, to byliby w nim biologiczni rodzice, prawda?
-Tak, ale ja zgodziłem się na przysposobienie całkowite, dlatego nazwisko ani moje, ani Zuzanny w nim nie figuruje. - W tej chwili nie mogła nie wierzyć. Zaczęła składać w głowie wszystkie dziwne momenty związane z jej rodzicami, czy dziadkami. To tworzyło logiczną całość.
-To niemożliwe. - Podparła czoło o rękę opartą na blacie.
-Nie chciałem żebyś dowiedziała się w taki sposób.
-Pewnie. Mówisz, jakby cię to w ogóle obchodziło.
-Zbyt surowo mnie oceniasz.
-Spójrz na to z mojej strony. - Zapadła krępująca cisza. - Jak to się stało?
-Kilka tygodni przed terminem porodu Zuzanna spadła ze schodów. Straciła przytomność, nie trwało to długo, ale w szpitalu okazało się, że spada twoje tętno, nie mogli dłużej czekać. Kilka godzin po porodzie Zuzanna straciła przytomność. Doszło do pęknięcia krwiaka. - Opowiadając to cały czas przeglądał fotografie, które wyjmował z pudełka. - Te zdjęcia były zrobione kilka dni wcześniej. - Podał jej kilka fotografii przedstawiających jego i Zuzę.
-Zuza zginęła w wypadku samochodowym.
-Tak powiedziała ci babcia?
-Tak, przecież to prawda.
-Nie zrozum mnie źle, ale twoja rodzina nie jest idealna. Twoi dziadkowie zerwali kontakt z Zuzanną, kiedy dowiedzieli się, że jesteśmy razem. Ostatni raz przed śmiercią widziała ich, gdy pojechała powiedzieć im o ciąży. Lepiej żebyś nie wiedziała jak to odebrali.
-W takim razie dlaczego mnie zostawiłeś? - Nie była pewna, czy chce to wiedzieć.

Nie był przygotowany na to pytanie, spoglądając na kolejne fotografie próbował zebrać myśli. 
Ona natomiast przyglądała się jego twarzy.
Właśnie w tej chwili widziała szczegóły na które nigdy wcześniej nie zwróciła uwagi.
Tysiące razy spoglądając na swoich rodziców zastanawiała się skąd u niej tak jasny niebieski kolor oczu. Skąd ten charakterystyczny dołek w brodzie. Kształt oczu, policzków i ust. 
Już wiedziała. Mimo,że nadal nie chciała w to uwierzyć.

Nie mogła powiedzieć, że wyglądał staro, jedynymi oznakami jego wieku było kilka poziomych zmarszczek na czole, ale teraz było widać zmęczenie i to, że nie był w dobrej formie. Proste, brązowe włosy, jak zazwyczaj, sięgały linii żuchwy. Nie była to żadna wymyślna fryzura, zwyczajne, proste, zaczesane do tyłu włosy, które raz na jakiś czas poprawiał zakładając je za ucho.

-Nie potrafisz wytłumaczyć nawet tego?
-Zrobiłem to dla twojego dobra.
-Oczywiście. - Zadrwiła. - Od kiedy wiesz o chorobie? - Była przekonana, że to dlatego zaczął tą szopkę związaną z wystawą. Była tego pewna.
-Od jakiegoś czasu czułem się źle, zrobiłem badania i wtedy się dowiedziałem.
-Czyli...?
-Nie, to nie dlatego postanowiłem ci o tym powiedzieć. To co teraz zrobisz to twój wybór.
-Nie wiem dlaczego nadal z tobą rozmawiam. Nadal tu jestem. Dobry Boże, zdajesz sobie sprawę z tego, że właśnie rozwaliłeś moje życie!?
-Zuza, spokojnie.
-Spokojnie!? Ja... Wiktor, ja ci zaufałam. Przez dwa miesiące zdobyłeś moje zaufanie, opowiadałam ci o moim życiu, o moich planach, a ty wypytywałeś o moją rodzinę. Przecież wiedziałeś o tym. Nie musiałeś pytać kim jest mój tata, moja mama. Wiedziałeś, że mam rodzeństwo i gdzie mieszkam. A teraz... Mówisz mi, że jesteś moim ojcem i czego ty oczekujesz? Że szczęśliwa rzucę ci się na szyję? Że będę dziękować, że po dwudziestu latach postanowiłeś o tym powiedzieć? I myślisz, że co? Że nagle się zaprzyjaźnimy? - Zrobiła krótką pauzę. - Nie chcę znać twoich zamiarów, ale jedyne, co teraz wiem to to, że nie chcę cię znać. - Podniosła się z krzesła. - Nienawidzę cię. I nie próbuj się ze mną kontaktować.

Chciał wstać i ruszyć za nią, ale dobrze wiedział, że to nie miało sensu. Rozmawiając z nią miał wrażenie, że rozmawia z jej matką. Swoją ukochaną.
Zuzanna.
Nie było ważne, że od jej śmierci minęło ponad 20 lat, on przez cały czas kochał ją tak samo.
A Zuza. Ich córka. Niewiele osób wiedziało dlaczego nie wychował jej sam, a jeszcze mniej potrafiło to zrozumieć.
W tym momencie postanowił się poddać.
Nie oczekiwał, że zgodzi się na przeszczep. Nawet tego nie chciał. Nie miał zamiaru walczyć, bo już dawno zrozumiał, że nie ma dla kogo.

Chciał tylko żeby wiedziała. Chciał tylko zdążyć jej o tym powiedzieć.
Wiedział, że niebawem jego życie dobiegnie końca. Nie bał się tego. Był przecież przekonany, że po drugiej stronie spotka swoją ukochaną.
A rozmowa z Zuzą była ostatnią rzeczą, którą chciał zrobić.



Wybiegła z jego mieszkania i niewiele się zastanawiając wsiadła do swojego auta.
Parkując pod domem swoich rodziców byłam nadzwyczajnie spokojna i opanowana. Może dlatego, że nadal nie wierzyła, że to wszystko prawda.
I jedyne czego teraz była pewna to to, że jej rodzice to wszystko wyjaśnią. Wyjaśnią dlaczego Wiktor kłamał. Bo przecież na pewno kłamał.
Na pewno.



>>>>>>>>>>>>>>>>>>>



72.
I jest :)
Dziękuję bardzo za komentarze pod poprzednim rozdziałem :)

W razie pytań - ASK :))

Do napisania! :))

P.S. Właśnie ustawiłam kolejny wpis automatyczny z następnym rozdziałem, ustawiony jest na przyszły tydzień, na sobotę. Ale gdybyście ładnie postarali się z komentarzami, jak to było kiedyś, że komentowało 8, czy więcej osób to pewnie i rozdzialik pojawiłby się wcześniej ;))

poniedziałek, 2 lutego 2015

Rozdział 71.

*


Nie mogła narzekać na brak wakacji w poprzednim roku, ale nowy postanowili zacząć właśnie nimi. No może niezupełnie, bo była to jednak już druga połowa stycznia. Cieszyła się, że ma z głowy kolejny semestr na uczelni i czeka ją odpoczynek, poznawanie nowych miejsc.

Ale tak, jak bardzo dłużył się czas do wyjazdu tak sam wyjazd minął w oka mgnieniu. Z żalem musieli wrócić do codzienności. 
Dzień po powrocie Zuza miała wolny dzień i bezskutecznie próbowała rozpakować walizki, kiedy Kamila nie było już w domu.

Zadzwonił jej telefon, zdziwiła się widząc nazwisko Wiktora. Nie miała pojęcia, co może chcieć i nie sądziła, że wie, że już wróciła.
A jednak.
Poprosił ją o spotkanie. Spytała o co chodzi i próbowała wykręcić się brakiem czasu. Ten jednak stwierdził, że to nie może czekać.
Podał jej adres swojego mieszkania, niechętnie zgodziła się tam spotkać.

Patrząc na zimowy krajobraz za oknem cieszyła się, że na początku grudnia zdecydowała się kupić auto. I choć tuż po tym zakupie wszyscy pukali się po głowie powtarzając, że chyba oszalała, to sama Zuza była bardzo zadowolona. Niewielkie znaczenie miało dla niej to, że auto jest starsze od niej i nie grzeszy wielkością. Najważniejsze było dla niej spełnienie jej marzenia, którym był ten zielony Cooper.

Była jedenasta, z Wiktorem umówiona była na szesnastą, więc postanowiła wybrać się do swoich przyjaciółek, a właściwie tylko do Klaudii, bo Agata była o tej porze na zajęciach. Dawno się nie widziały, a przy okazji mogła przekazać im prezenty przywiezione z wakacji.

-Aga mówiła, że Gośka  nawet o ciebie pytała.
-Wow, przypomniała sobie? - Zuza zaśmiała się odbierając od Klaudii kubek z herbatą.
-Najwyraźniej. - Usiadła na sofie obok niej. - Ale podobno nie brakuje jej domu.
-Wiadomo. Jak to Gośka. A co u ciebie słychać?
-Żadnych zmian. Lepiej powiedz mi, co u Was.
-Hmm... Dobrze, nawet bardzo dobrze. Wcześniej faktycznie miałam za mało czasu i...
-No właśnie! I ten cały Zakrzewski, jak dobrze, że już nie musisz go widywać poza uczelnią.
-Ta... Właściwie to jadę właśnie do niego.
-Żartujesz? - Pokręciła głową nie dowierzając.
-Nie.
-Po co niby?
-Myślisz, że wiem? Powiedział tylko, że to coś ważnego i nie może czekać.
-I ty się zgodziłaś?
-Tak. Ale, Klaudia, no bez przesady. - Zuza zaśmiała się. - Przecież mnie nie zabije, chyba.
-Przepraszam bardzo, ale ma w sobie coś z psychopaty. Mogę się z tobą założyć, że ma kogoś na sumieniu.
-Haha! No na pewno. On jest sam, więc może zabił całą swoją rodzinę, co? - Rozbawiło ją to, bo mogła uważać go za dziwaka, ale jednak nie aż takiego, który byłby zdolny kogoś skrzywdzić.
-Może przesadzam, ale jest w nim coś niepokojącego.
-Mówisz, jak Kamil.



Siedząc na skórzanej sofie w salonie Wiktora nie mogła oprzeć się obejrzeniu wszystkich wiszących na ścianach obrazów. Miała wrażenie, że niektóre z nich już gdzieś widziała, a przynajmniej podobne, ale w myślach machnęła na to ręką dochodząc do wniosku, że wpada w paranoje przez to, co opowiadała jej Klaudia i Kamil.
Wstała i podeszła do największego ze wszystkich. Tego, który przyciągnął jej uwagę najmocniej. Tego, który przypominał jej to, co sama tworzyła. Tego, który był zupełnie obcy, a czuła jakby widywała go każdego dnia.

-Piękny, prawda? - Wzdrygnęła się słysząc głos tuż przy swoim uchu.
-Tak. Piękny.
-Zuzanna miała talent. - Rzucił zupełnie spokojnie. - Proszę. - Podał jej szklankę z wodą o którą poprosiła.
-Dziękuję. - Odebrała ją, jednak zaczęła mieć wątpliwości, czy powinna ją pić. Tak, kolejne paranoje.
-Wybitny talent. Każda z jej prac była wyjątkowa.
-Widziałam tylko kilka, ale tak, lubię je.
-Nic dziwnego. Masz podobny styl. - Stanął kawałek dalej. - I talent.
-Dziękuję. - Podziękowała niepewnie.

Nie wiedziała dlaczego, ale w jego towarzystwie czuła się niepewnie.



-A gdzie ty zgubiłeś Zuzę? - Tomek spytał Kamila, kiedy ten go odwiedził.
-A w sumie nie wiem dokładnie, wzięła auto i gdzieś pojechała. Pewnie do Klaudii i Agi.
-No pewnie tak. Profesorek odzywał się? - Spytał o Wiktora, używając przezwiska, które ostatnio wpisało się w dialogi tej dwójki.
-Na szczęście nie. Wkurzał mnie. Wiem, wiem, wystawa, praca, studia, ja wszystko rozumiem, ale myślę, że za dużo czasu z nim spędzała.
-Też tak myślę, tyle, że nie obawiaj się, że to jakaś konkurencja dla ciebie.
-To nawet nie o to chodzi, ale w sumie... O czym mówisz?
-O tym, że to jedyna rzecz, której się nie musimy obawiać, jeśli o Zuzę chodzi.
-Powiedzmy, że rozumiem.
-Ale i tak lepiej żeby nie miała z nim kontaktu.
-Słuchaj, a gdzie Monika? Bo Zosia śpi, a Monia?
-Monika... Jakby to powiedzieć... Skomplikowana sprawa.
-Niewiele mi to mówi.
-Zostawiła mnie.
-Nie... Wkręcasz.
-Chciałbym. Albo nawet nie.
-Stary, co jest?
-Nic. Zrobiłem jej awanturę, kiedy kolejny raz wróciła do domu nad ranem. Zdarzało jej się to notorycznie, a nie pozwolę żeby moje dziecko wychowywało się w takich warunkach. Spakowała się i wyprowadziła.
-Wiesz gdzie jest?
-Mogę podejrzewać.
-Wróciła do tego?
-Teraz nie ma kontroli, może sobie brać ile tylko chce.
-I co teraz?
-Nie mam pojęcia. Minął ponad tydzień, nie zainteresowała się małą, nawet nie napisała sms'a. A ja nie wiem, czy mam siłę żeby znowu ją z tego wyciągać.
-Ale to jednak jej matka.
-Racja. Ale z drugiej strony, uzależniona matka to nie jest dobra opcja.
-Musisz to przemyśleć. Gdybyś potrzebował pomocy to dzwoń do nas.

Przez tą rozmowę Kamil zrozumiał to, co działo się w życiu Tomka. To, że często prosił o pomoc Zuzę. Wszystko poskładało się w całość. Spojrzał na to inaczej.



"Przez te wszystkie tygodnie nie mogłam zrozumieć kim dla mnie jesteś. To było trudne.
Bałam się.
O Niego. O mnie. A na końcu o Ciebie.
Dziś już wiem, że to zła kolejność.
Teraz boję się o Ciebie. O Niego.
O mnie już się nie martwię. Mam przecież Ciebie, a Ty będziesz ze mną już zawsze, prawda?
Jedyne o czym masz pamiętać teraz i zawsze to to, że Cię kocham.
Najmocniej na świecie i zawsze będę z Tobą. Nieważne, co będzie nas dzielić.
Kocham Cię."



-Ten też... - Zaczęła niepewnie stając przed obrazem przedstawiającym dziecko, a konkretniej niemowlę.
-Tak, ten też malowała Zuzanna.
-Dlaczego jest ich tu tyle?
-Zawsze lubiłem to, co tworzyła.
-Ale...
-Dlaczego są u mnie? - Zaśmiał się nie pozwalając jej dokończyć pytania.
-Tak.
-Powiedzmy, że lubiliśmy się.
-Ah, rozumiem.

Teraz zaczynała rozumieć więcej, choć nigdy wcześniej nawet przez myśl jej nie przeszło, że jej ciocia i Wiktor... Nie... Wyrzuciła od razu z głowy wizję tej dwójki jako pary. Poza tym doszła do wniosku, że byłby dla jej ciotki zdecydowanie za stary. 
Bo w końcu ile mógł mieć lat? 50? 52? A może kilka więcej?
A Zuza? Miałaby... Szybko policzyła w głowie - 42, 43, nie, chyba 42. No tak, niby to możliwe, ale jednak wydawało jej się to zupełnie nieprawdopodobne.

-Chodź, pokaże ci moją pracownię. - Zaproponował.
-Wcześniej widziałam tylko to, co zaprezentowałeś na wystawie. - Powiedziała, kiedy wchodzili po schodach.
-Tylko? - Spytał, kiedy brunetka podążała za nim oglądając resztę mieszkania, która była urządzona bardzo nowocześnie, ale również chłodno.
-Nigdy na żywo. Chyba nie masz w zwyczaju pokazywania ich?
-Już nie. Poza tym nigdy nie lubiłem się niczym chwalić. Nawet tymi najważniejszymi sprawami.
-Hmm, a masz czym? - Spytała bezmyślnie. Na co ten od razu zatrzymał się, obracając się w jej stronę.
-A sądzisz, że nie? - Spojrzał jej w oczy. Kolejny raz zwróciła uwagę na ich jasnoniebieski kolor.
-Lepiej pokaż mi swoją pracownię. - Odpowiedziała na początku poważnie, jednak wymijając go by wejść do pomieszczenia, które właśnie otworzył, na jej twarzy pojawił się uśmiech, bo wiedziała, że w tej chwili to ona jest to wygraną stroną.



-Dużo malujesz. - Powiedziała studiując wzrokiem kolejny obraz, podczas gdy on nadal siedział na wysokim krześle tuż obok sztalugi, gdzie cały czas coś szkicował.
-Ostatnio trochę więcej. Nigdy nie wiemy ile nam zostało.
-To brzmi trochę... - Nie potrafiła znaleźć odpowiedniego słowa.
-Dla mnie tylko realistycznie. Podejdź na chwilkę. - Dziewczyna od razu skierowała się w jego stronę.
-Wow. - To było jedyne, co mogła powiedzieć. - Nie wiedziałam, że portrety to też twoja specjalność.
-Też? - Spytał zdziwiony.
-Tak... Kiedyś przypadkiem zobaczyłam jeden z twoich obrazów i od tego czasu jesteś dla mnie wzorem. Chciałabym osiągnąć tyle, co ty. - Powiedziała zupełnie szczerze skupiając swój wzrok na portrecie przedstawiającym właśnie ją.
-Nie masz pojęcia ile znaczą dla mnie twoje słowa. - Uśmiechnęła się myśląc o tym, że pewnie, co drugi jego student mu to mówi. - Ale ty możesz osiągnąć jeszcze więcej. A w życiu? Kto jest twoim wzorem?
-Moja mama. - Odpowiedziała od razu.
-No tak... Wiesz już, że nie będziecie mieli zajęć ze mną?
-Jak to? - Zdziwiła się.
-Potrzebuję trochę odpoczynku.
-Ale... Wszystko w porządku?
-Właściwie nie. Jestem chory i potrzebuję więcej czasu.
-Ale to nic poważnego?
-Białaczka.
-Białaczka? Ale...?
-Z tego też się wychodzi. - Zaśmiał się.

I w tamtym momencie przez myśl jej nie przeszło, co wydarzyć może się za chwilę...



>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>



71.
Jest. Oj coś słabo z Waszymi komentarzami :(
Ale bbbaaardzooo dziękuję za te które się pojawiły :)

Na ask'u odpowiedziałam na pytanie ile to jeszcze rozdziałów się pojawi ;)
ASK

Jak myślicie, co takiego się tam wydarzy?

I do napisania!

P.S. A w komentarzach pod poprzednim rozdziałem tłumaczę dlaczego nic co piszę nie zaszkodzi związkowi Kamila i.... JULKI :))) Ciekawi? To zapraszam TU :D

sobota, 24 stycznia 2015

Rozdział 70.

Dla mojej siostry :*
Najlepszego, staruszko! :P :*

*



-Powiedziałam Tomkowi o wystawie. - Zaczęła siadając na sofie i przytulając się do niego.
-I co powiedział? - Spytał obejmując ją ramieniem i układając dłoń na jej plecach.
-Żebym odpuściła, bo to nie jest dobry pomysł.
-Chyba trafiłaś na jego zły humor.
-Może. Najpierw stwierdził, że super, a zaraz po tym, jak usłyszał szczegóły zmienił zdanie.
-Typowy Tomek. Nie zmieniłaś przez to zdania?
-Nie. Jutro powiem Zakrzewskiemu. Poza tym, nie wiadomo, jak to wyjdzie.
-Zuzia?
-Słucham?
-Żałujesz? - Dobrze wiedziała o co pyta. O jej wyprowadzkę z domu, o kłótnię z tatą, co zapewne spowodowane było dzisiejszą rozmową z Tomkiem. - Odchyliła głowę, aby na niego spojrzeć.
-Ani trochę. - Odpowiedziała z uśmiechem i pocałowała go.



Następnego dnia w przerwie między zajęciami rozmawiała z profesorem. Ponownie umówili się na spotkanie, jednak tym razem w jego galerii. Była zachwycona tym miejscem. Do tego Wiktor zaprosił ją na wystawę swoich prac w przyszłym tygodniu
Wracając do domu nie mogła przestać się cieszyć. Była pewna, że Kamil, choć niezainteresowany tematem, chętnie pójdzie z nią. Może nawet pomyślała, że się ucieszy.

-Hej! - Zawołała wchodząc do mieszkania.
-Cześć! - Odpowiedział.
-Rozmawiałam z Zakrzewskim. - Zadowolona usiadła na oparciu fotela na którym siedział. Cmoknęła go w usta na przywitanie.
-I jak poszło?
-Dobrze. I... Mamy zaproszenie na jego wystawę. - Wyjaśniła zadowolona.
-O.
-Kamil, coś nie tak?
-Nie, nie. Tylko naprawdę chcesz tam iść?
-Co to za pytanie? Oczywiście, że tak. Myślałam, że pójdziesz ze mną.
-Jeśli chcesz. - Słysząc taką odpowiedź westchnęła niezadowolona i wstała.
-W takiej sytuacji może faktycznie nie wracajmy do tematu.



W dzień wystawy Zuza była podekscytowana jeszcze bardziej niż wcześniej. Od rana cały czas o niej mówiła. Kamil, mimo, że nie był zadowolony, to zaczął myśleć o tym trochę bardziej pozytywnie.
Choć nie ukrywał niezadowolenia, kiedy Zuza kazała mu założyć garnitur.

-Naprawdę muszę? - Spytał stając przed lustrem i spoglądając na swoje odbicie.
-Oczywiście, że tak. Jak myślisz, które bardziej pasują? - Spytała pokazując dwie pary butów. Czarne i czerwone.
-Czerwone.
-Może masz rację... - Zastanawiała się się spoglądając na swoją sukienkę. Czarna, prosta, bez rękawów, przed kolana. Rozkloszowany dół na którym była warstwa tiulu, co dodawało jej oryginalności.
-A nie mógłbym zamiast tego zało...
-Nie. Jak będziesz dalej narzekać to założysz jeszcze krawat. - Zaśmiała się wychodząc z garderoby.
-Też cię kocham! - Zawołał za nią.

W galerii przywitał ich Wiktor. W międzyczasie Zuza miała okazję poznać kilka osób, które znała, ale bardziej ze słyszenia o nich.
Była zachwycona wystawą i każdej z prac przyglądała się z wielkim zainteresowaniem. Wiedziała, że Kamil nie podziela tego, jednak cieszyła się, że wcale tego nie okazywał.
Przez cały czas czuła się niekomfortowo, bez problemu zauważyć mogła, że są obserwowani przez Wiktora. Nie mogła też zaprzeczyć, że cieszyła się będąc już w domu.

Kolejne tygodnie mijały jeszcze szybciej. Między wykładami, przygotowaniami do wystawy, pracą i pomaganiem Tomkowi przy Zosi zostawało jej niewiele wolnego czasu. Musiała przyznać, że gdyby nie to, że mieszkali razem to przez ten czas nie znalazłaby nawet popołudnia dla swojego chłopaka, dlatego też cieszyła się, kiedy mieli okazję spędzić ze sobą czas. 



Nie mogła nadziwić się temu, jak szybko minęły ostatnie dwa miesiące. Nie zauważyła nawet, że to już grudzień i że już za chwilę Boże Narodzenie.
To znaczyło, że wystawa tuż, tuż. Nie mogła powiedzieć, że się denerwowała, bo w zasadzie nie miała czym, ale wiadome było, że budziło to wielkie emocje.
Było jej tylko przykro, bo wiedziała, że nie będzie przy niej Kamila i jej przyjaciółek, ale nawet to nie zepsuło zupełnie jej humoru.
Postawiła na klasyczny strój, czarna sukienka przed kolana, na plecach koronka i takie same koronkowe rękawy. Do tego czarne, jednak delikatnie połyskujące dodatki i beżowy płaszcz.


Kilka godzin później właśnie rozmawiała z Wiktorem, kiedy w galerii pojawiła się jej mama, babcia, dziadek, Iga i Tomek. Ucieszyła się. Bardzo. Ale było jej przykro, że nie zobaczyła z nimi swojego taty.
Rozmawiając z nimi przez chwilę wydawało jej się, że zobaczyła trzy znajome postacie, co oczywiście było niemożliwe. Jednak nie minęło kilka minut, a ktoś zasłonił jej oczy. Dobrze wiedziała kto to - Kamil. Uradowana obróciła się w jego stronę, gdzie czekała na nią kolejna niespodzianka.
A nawet dwie.
Agata i Klaudia.
W tamtej chwili nie wiedziała z kim witać się najpierw i wiedziała, że do szczęścia nie potrzeba jej nic więcej. No dobrze, mogłaby dodać jeszcze pogodzenie się z tatą, ale dziś nie chciała o tym myśleć.

Po wystawie postanowili wybrać się na kolację. Wiktor widząc, że wychodzą podszedł do nich. Ich rozmowa nie trwała zbyt długo. Zuza z grzeczności zaprosiła go, aby poszedł z nimi, ten jednak podziękował, a Zuza w myślach nie mogła zaprzeczyć, że ją to ucieszyło.
Po dwóch miesiącach prawie codziennego widywania Zakrzewskiego miała ochotę na długą przerwę, która i tak nie będzie całkowita, bo przecież ma z nim zajęcia.

Kilka dni przed świętami, gdzieś między kupowaniem prezentów, a pracą wybrała się do rodziców. Zadzwonił jej tata, poprosił o rozmowę.
I ta rozmowa bardzo dużo zmieniła. Nawet nie spodziewała się, że może usłyszeć tyle od swojego taty. Tego, który zazwyczaj był tym, który zabraniał, był nadopiekuńczy, ale też niezbyt wylewny, jeśli mowa o jego uczuciach. Tym razem było zupełnie inaczej. Usłyszała o jego obawach, o tym, że ją kocha. I to było to czego potrzebowała.


Nie miała pojęcia, kiedy minęły święta, a już był Sylwester. Postanowili spędzić go z przyjaciółmi we Wrocławiu. Właściwie to nie było nic nadzwyczajnego.
Kiedy o północy wszyscy składali sobie życzenia ona i Kamil stali z boku składając życzenia sobie.

-I żeby było tak dobrze, jak jest teraz. - Zaśmiała się obejmując go.
-Lepiej. - Przesunął jedną dłoń z jej talii na jej policzek. - Będzie lepiej. - Dodał z uśmiechem po czym ją pocałował.



-Dobrze wiesz, że nie możesz dłużej czekać.
-Daj mi w końcu spokój. - Odpowiedział siadając na sofie w swoim mieszkaniu.
-Jestem twoim przyjacielem, nie zostawię cię z tym.
-Myślisz, że łatwo mi jej o tym powiedzieć?
-Nie wiem. Na szczęście nigdy nie byłem w takiej sytuacji, ale musisz coś z tym zrobić. Nie możesz tego ciągnąć.
-Wiem, załatwię to. Już niedługo.



>>>>>>>>>>>>>>>>



70.!
Długa przerwa, ale naprawdę chciałam to przemyśleć, żeby wszystko było tak, jak chcę ;)
I wyszło, teraz będzie wszystko działo się szybciej - dobijamy do najważniejszego punktu opowiadania, bo przecież nie jest ono jednym z tych gdzie są opisy wspólnego robienia herbaty i oglądania tv :P ich związek dobił do właściwego punktu, a to co najciekawsze to zdarzy się 'obok' ;)

Bardzo dziękuję za komentarze i do następnego ;))

P.S. W razie pytań  ASK - tam zaglądam częściej. :)