sobota, 14 lutego 2015

Rozdział 74.


*

Następne dni były trudne, nie potrafiła znaleźć sobie miejsca.
Był u niej Tomek, Kamil też ciągle spędzał z nią czas, a ona coraz bardziej czuła, że potrzebuje chwili dla siebie.
Jednak dobrze wiedziała, że i Kamil i Tomek starają się zrobić wszystko żeby poczuła się lepiej. Niestety, na marne.
Z jednej strony jej największym problemem było to, że w tej chwili czuła się zwyczajnie odrzucona. Nie przez wszystkich, ale na pewno przez tatę, którego słowa nadal krążyły w jej głowie.
Próbowała rozmawiać z nią i mama i babcia, no i Iga. Nie chciała.
Czuła się odrzucona i nic nie mogło tego zmienić.
Dodatkowo przez cały czas pamiętała o chorobie Wiktora. I w tej kwestii nie miała pojęcia, co zrobić.
Przez myśl jej nawet nie przeszło żeby podejść do niego, jak do kogoś z rodziny, ale cały czas krążył w jej głowie jako człowiek któremu może pomóc. Bo przecież tak wychowali ją jej rodzice, bez względu na to, czy byli nimi z biologicznego punktu widzenia.

Trudno było jej rozmawiać nawet z Kamilem, bo kiedy ona mówiła o różnych sprawach, które w tej chwili tak naprawdę nie miały żadnego znaczenia, on cały czas wracał do tej jednej sprawy.
I z jednej strony miał rację - potrzebowała rozmowy, a z drugiej - te wszystkie bzdury, którymi zajmowała swoją głowę pozwalały jej nie myśleć o problemach.

-Zuzka,przestań. - Powiedział obserwując krzątającą się po pomieszczeniu dziewczynę.
-Kamil, nie zaczynaj znowu, nie mam czasu na kolejne rozmowy, lepiej powiedz...
-Przestań, udawać! Zuza, przestań udawać, że nic się nie stało. - W tej chwili zatrzymała się i skupiła na nim swój wzrok.
-To nie tak. - Próbowała tłumaczyć.
-A jak? Doskonale wiemy, że jest ci ciężko, ale dlaczego na siłę udajesz, że ciebie to nie rusza? Że to nic takiego i nie musimy o tym mówić. Nie możesz tak.
-Daj spokój. I proszę cię o jedno, nie próbuj mówić, że rozumiesz co czuję.
-Ale, Zuzia, ja naprawdę...
-Co naprawdę? Naprawdę wiesz, co czuję? Nie, nie wiesz. Ani ty, ani Tomek nie wiecie, co czuję. Świetnie, że próbujecie mi pomóc, ale nie możecie po prostu przestać o tym mówić?
-To ci pomoże.
-Chyba wiem lepiej, co mi pomoże, prawda!? - Podniosła głos. Kolejny raz czuła się wytrącona z równowagi, bo może i powinna z kimś o tym porozmawiać, ale po pierwsze nikt nie mógł tego zrozumieć, a po drugie jedyne czego teraz chciała to na chwilę o tym zapomnieć.
-Zuzia, ja naprawdę chcę ci pomóc. - Podszedł do niej. - Pozwól mi na to. - Objął ją całując ją w czoło.
-W takim razie pozwól mi o tym zapomnieć. Chociaż na chwilę. - Oparła głowę na jego ramieniu.



W końcu dała się namówić Kamilowi na weekendowy wyjazd do jego rodziców. Nie żałowała, bo chociaż przez chwilę mogła zapomnieć o tym, co się wydarzyło.
Na razie nie chciała żeby wszyscy o tym wiedzieli i tak też było, bo jedyną osobą, która o tym wiedziała, oprócz niej i Kamila, była jego mama.

Skorzystała z okazji, kiedy wszyscy byli czymś zajęci i postanowiła pójść do pokoju Kamila, gdzie mogła w ciszy pomyśleć.
Przez cały czas zastanawiała się nad sprawą przeszczepu, właściwie na razie nie było to nic pewnego, jedyne co mogła zrobić to badania, które mogły potwierdzić zgodność, lub też nie.
Ale była też inna kwestia. Bała się tego, jak zareagują jej rodzice.

-O tu jesteś, kochanie. Wszędzie cię szukałam. - Jego mama usiadła na łóżku obok niej. - Jak się czujesz?
-Powoli zaczynam rozumieć... - Zrobiła pauzę. - Nie, nie zaczynam rozumieć, raczej próbuję. Próbuję zrozumieć to co się stało. Ale przyznam, że nie wychodzi mi to najlepiej.
-Wcale mnie to nie dziwi. Nie potrafię sobie nawet wyobrazić, co możesz teraz czuć, ale wiem, że jest ci na pewno bardzo ciężko. Nikt nie chciałby znaleźć się w takiej sytuacji.
-Na początku myślałam, że wolałabym nigdy się o tym nie dowiedzieć, ale nie, dobrze, że tak się stało. Tylko teraz boję się. Nie potrafię sobie wyobrazić mojego życia po tym wszystkim. Nie wiem nawet czy nadal mogę tak po prostu porozmawiać z rodzicami. Nic nie wiem.
-Możesz czuć złość przez to, że ukryli to przed tobą, ale jedno, co jest pewne to to, że cię kochają. I to dlatego bali się o tym mówić.
-Tak pani myśli?
-Kochanie, jestem o tym przekonana. Jesteś ich córką. Bo przecież nie ma znaczenia kim są twoi rodzice biologiczni, miłość i najważniejsze wartości, którymi się teraz kierujesz przekazali ci oni. Mogłaś dostać coś więcej?
-To prawda. - Pokiwała głową zaczynając rozumieć to, co chciała przekazać jej jego mama. I mogła już teraz powiedzieć, że to pierwsza osoba, z którą rozmowa jej pomogła. - Ale zostaje jeszcze Wiktor.
-Masz wątpliwości?
-Ogromne. Głównie dlatego, że boję się tego, co powiedzą rodzice. Jasne, nie mam pewności, czy w ogóle będzie taka możliwość żebym była dawcą, ale jednak, boję się.
-A gdyby to był ktoś obcy, ale wiedziałabyś, że możesz mu pomóc, miałabyś takie wątpliwości?
-Nie.
-Właśnie. Twoi rodzice mogą być z tego powodu tylko dumni, bo jeśli się na to zdecydujesz to będzie zasługa tylko ich wychowania, nikogo innego. - Uśmiechnęła się do brunetki, która uważnie jej słuchała.



Po tej rozmowie podjęła decyzję, a właściwie tylko się w niej upewniła. Już wiedziała, co powinna zrobić. Choć musiała przyznać, że bała się chwili, kiedy dowiedzą się rodzice. Tak po prostu, był to strach, który dalej gdzieś tam siedział.
Nie musiała długo czekać na wyniki. Czekając na spotkanie z lekarzem, który miał jej wszystko wyjaśnić i opowiedzieć, jak to będzie wyglądać denerwowała się, jakby miało to być tego właśnie dnia.
Jak się dowiedziała lekarz to znajomy Wiktora, dlatego też przestało ją dziwić, kiedy mówił jaki jest jego stan nie tylko fizyczny, a też psychiczny. No i doskonale wiedział kim jest Zuza, właściwie cieszyła się, przynajmniej nie musiała nic tłumaczyć.

-I to tyle, jeśli chodzi o wszystkie najważniejsze sprawy. Zobaczymy się w piątek. Ósma rano, pamiętasz?
-Tak, coś jeszcze?
-Może powiesz mu o tym sama? - Spytał wskazując głową w stronę sali, gdzie przebywał Wiktor. Teraz przypomniała sobie, że nie chciała żeby o tym wiedział do momentu aż nie podejmie ostatecznej decyzji. - Ucieszy się. - W tej chwili pomyślała, że szkoda, że tylko on. Ale pokiwała głową i ruszyła w stronę sali.

Delikatnie zapukała i już po chwili usłyszała jego głos. Nie mogła powiedzieć, że było to coś czego teraz potrzebowała. Na pewno nie teraz, kiedy z jednej strony była przekonana o słuszności swojej decyzji, a z drugiej wciąż czuła wątpliwości.

-Zuza? - Zdziwił się widząc brunetkę.
-Byłam u twojego lekarza i... Myślę, że... To znaczy... - Zaplątała się w swojej wypowiedzi widząc w jakim stanie jest Wiktor. Blady, słaby i w ogóle nie przypominał człowieka, którego widywała na uczelni.
-Może usiądziesz? - Zaproponował wskazując na krzesło obok łóżka.
-Nie, dziękuję. Śpieszę się. - Dodała widząc, że ten chce coś powiedzieć. - Okazało się, że mamy zgodność tkankową, więc mogę być dawcą.
-Mówiłem już, nie oczekuję tego od ciebie.
-Pamiętam. Tylko widzisz, nie odbieraj tego źle, ale nie ma znaczenia kim jesteś. Mogę ci pomóc, więc tak zrobię.
-Zuza, naprawdę...
-Już postanowiłam. - Przerwała mu. - Do zobaczenia.

Wyszła z jego sali na chwilę usiadła na krześle stojącym na korytarzu. Potrzebowała krótkiej chwili żeby ułożyć w głowie dzisiejsze wydarzenia.
Czekając na windę usłyszała, jak ktoś wypowiada jej imię. Nie miała pojęcia  kim jest mężczyzna, który właśnie odszedł od automatu z kawą.

-Ty jesteś Zuza, tak?
-Tak, a pan?
-Krzysztof Wojciechowski. - Podał jej rękę. - Przyjaciel Wiktora. - Słysząc te słowa pokiwała głową, przypominając sobie, że coś już o nim słyszała. - Powinnaś w końcu się zdecydować, nawet jeśli on mówi co innego. - Już chciała coś wyjaśnić, gdy on zaczął ponownie mówić. - Gdybyś go odwiedziła, albo chociaż porozmawiała z lekarzem wiedziałabyś w jakim jest stanie.
-Rozmawiałam z lekarzem i...
-Świetnie! I myślisz, że to wystarczy? - Zaśmiał się, czym zszokował Zuzę. - Zresztą czego można było spodziewać się po córce takiej kobiety, jaką była Zuzanna.

Po tych słowach odszedł w kierunki sali Wiktora, a ona nie miała nawet siły żeby to wytłumaczyć, po prostu weszła do windy, gdzie oparła się o ścianę i z niedowierzaniem pokręciła głową nie rozumiejąc dlaczego, tak nagle, w jej życiu zaczęły dziać się takie rzeczy.



Kiedy Krzysztof wszedł do sali w której znajdował się jego przyjaciel zdziwił się widząc go zapłakanego.

-Wiktor, co się stało? - Usiadł na krześle obok łóżka.
-Zuza tu była. Nie uwierzysz, co się stało.
-Co takiego?
-Zgodziła się. - W tym momencie Krzysztof poczuł się źle z tym, jak potraktował ja chwilę wcześniej.
-Żałujesz? - Wiktor dobrze wiedział o co pyta go jego przyjaciel. O adopcję.
-Tak, ale to czego żałuję najbardziej to to, że to nie dzięki mnie jest takim człowiekiem.



>>>>>>>>>>>>>>>>>



74. :))

Baaardzoo dziękuję za wszystkie komentarze! :*
Rozdział dopiero dziś, bo wczoraj nie dałabym rady go sprawdzić, ale następny, jeśli będziecie chcieli, pojawi się szybciej :))


ASK <-- w razie pytań :))

Do napisania! :***

10 komentarzy:

  1. Biedna Zuzka .
    Przecież ona teraz horror przeżywa.
    A jeszcze ten przeszczep pewnie boi sie strasznie.
    Do następnego :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że to co przeżywa to tylko początek ;)
      Do następnego :*

      Usuń
    2. No to mi zagadkę zrobiłaś :D
      Ciekawe co kombinujesz :)

      Usuń
    3. W sumie już wkrótce wszystko się wyjaśni :))

      Usuń
  2. Jasne, że chcemy rozdział szybciej. Szkoda mi Zuzi, fajna jest dziewczyna, a tyle musi przeżyć,aby tylko jej relacje z Kamilem się nie popsuły.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Da radę ;) A co do ich relacji to hmmm... ;)

      Usuń
  3. Zabije fikcyjnego Kamila jak ją skrzywdzi. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To z jednej strony już możesz to planować, a z drugiej nie wiem czy będzie aż tak źle :P

      Usuń
  4. Powiedz tylko :to zakończy się happyandem?

    OdpowiedzUsuń